nakreche

narty, na wiele sposobów, subiektywnie


16 Komentarzy

Tanie Heliski – przegląd: ceny, lokalizacje, tipy

Czy „Tanie Heliski” to oksymoron, który ma mniej więcej tyle samo sensu co „Wegańska Wołowina” albo „Bystry PiSowiec”? Faktycznie – na rynku jest sporo ofert na helikopter przekraczających 1000 Euro dziennie, ale da się jednak wybrać znacznie tańsze perełki. Latałem helikopterem przynajmniej kilkadziesiąt razy w różnych rejonach świata i zawsze zależało mi na maksymalnym odchudzeniu ceny. Gdzie mierzyć? Dokąd jechać? Na co uważać? Przeczytajcie.

Alaska: kiedyś – bosko, teraz raczej nieaktualne

Mój rekordowo tani lot helikopterem miał miejsce właśnie w okolicy Valdez, w górach Chugach na Alasce, 7 lat temu. Zgadałem się z jednym z pilotów, który nie miał wtedy umowy „na wyłączność” z operatorem i robił „to i owo” (woził jakieś cargo, czasem turystom pokazywał Alaskę z góry, czasem był taksówką biznesmenów). Parę wieczorów przesiedzieliśmy przy piwku, żaliłem mu się, że drogie te śmigła dla chłopaka z Polski, i sam zaoferował się, że jeśli kolejnego dnia poczekam na niego w heliporcie, to jak będzie miał chwilę, podrzuci mnie na umówioną górkę za koszt paliwa po drodze. Musiałem tylko wcześniej zostawić auto przy drodze do której miałem potem zjechać, oznaczyć je na GPS, i bez żadnego przewodnika, zupełnie sam, zjechałem sobie za 50 dolarów. Nieźle co?

Nie byłem na Alasce od tamtej chwili, ale od znajomych wiem, że niestety te czasy minęły. Operatorzy bardzo się ucywilizowali (przybyło dwóch – obecnie są to: słynne Valdez Heli-Ski Guides, a oprócz nich: Alaska Rendezvous Lodge i nowe: Valdez Black-Ops oraz H2O Guides). Piloci mają sztywne umowy i latają cały sezon w barwach wybranego z nich. Wygląda to trochę jak jakaś zmowa cenowa czy oligopol, bo ceny poszły koszmarnie w górę. Obecnie należy liczyć się z ceną przynajmniej 1000$ za dzień heliski (z reguły oznacza to 6 liftów). Cena za 6 dni (łącznie z hotelem) od 10 tys. dolarów w górę. Nie moja liga.

Wydaje się więc, że obecnie na budżetowy wypad heliski Alaska raczej odpada, ale dla porządku podaję adresy operatorów:

https://www.valdezheliskiguides.com

http://www.blackopsvaldez.com

https://arlinc.com

http://www.alaskahelicopterskiing.com

Gruzja: jak w Białce, no i te procedury…

Lot otworzył połączenie do Tbilisi, a Wizzair lata regularnie do Kutaisi. Nie dziwota, że Polaków w Kaukazie teraz więcej niż Ruskich, a język polski słyszy się tak często jak w Białce. Gruzja ma też swojego operatora heliski. Ceny nie są złe, ale obłożenie jest spore. Będąc w Gudauri nie udało mi się wcisnąć na żaden wolny slot bez wcześniejszej rezerwacji, jeśli więc przymierzacie się do lotów w Gruzji – warto zarezerwować (i zapłacić) za heliski zawczasu. Wydaje się, że liczba słonecznych dni (albo przynajmniej „flyable”) w Gruzji nie jest najwyższa, ale jeśli ktoś z czytelników korzystał z heliski w Gruzji, latał śmigłem tak jak sobie zaplanował, i nie musiał czekać ani na wolny slot, ani na pogodę – zapraszam do komentowania.

Warto jednak zauważyć, że ostatnio Gruzini mają pecha: najpierw koszmarny wypadek z wyciągiem jadącym do tyłu, a teraz rozwalił im się helikopter z narciarzami – cud, że nikt nie zginął: https://www.wprost.pl/swiat/10111923/kolejny-wypadek-w-gruzinskim-kurorcie-kilka-dni-po-awarii-wyciagu-spadl-helikopter-z-turystami.html

Za trzy górki, Gruzini kasują 380 Euro, co wydaje się niezłą ceną. O ile tylko znajdą nowy helikopter. No i jeśli pasują Wam wschodnie procedury bezpieczeństwa 😉

Więcej: http://www.freeride.ge/heliskiing/

http://heliski.travel/heliski/heliksir-experience/

EDIT: spójrzcie na komentarz P.Hr. poniżej – ciekawe info dot. heliski w Gruzji. Nie wygląda to za dobrze…

Alpy: wiele opcji – można znaleźć niedrogie…

Zjeżdżałem w Alpach w szwajcarskim Zermatt z Monte Rosy i z Alphubla z operatorem Air Zermatt. To było moje „najwyższe” heli kiedykolwiek – maszyna przyziemiła w okolicy 4500m n.p.m. Cena nie była koszmarnie wygórowana, bo z obu szczytów zjeżdżaliśmy do drogi między Zermatt a Visp – i braliśmy stamtąd taksówkę z powrotem do Zermatt – więc helikopter nie musiał po nas wracać (dla chętnych poszukam dobrej mapy topo). Cena – w okolicy 160-180 franków za jeden lot była szczególnie atrakcyjna kiedy frank stał po 2 złote z małym hakiem. Teraz jest trochę gorzej, ale nie jest tak źle. Niestety ta cena NIE zawiera przewodnika. Nie jestem przekonany, czy Air Zermatt obecnie zabierze Was na pokład bez przewodnika, obawiam się, że może być to problem (warto rozważyć zabranie przewodnika IVBV z Polski – będzie taniej niż lokalnie). Dodatkowym argumentem za Air Zermatt jest wertikal: samo Zermatt leży w okolicach 1700m n.p.m, ale zjeżdżasz z 4500 na 1400-1500 – czyli ponad 3 kilometry w dół, a przecież w wielu miejscach na świecie na 3000-3500m wertikala obliczony jest cały dzień jazdy! Jeśli się nie spieszysz, robisz sporo fotek, odpoczywasz sobie i cieszysz się widokami – taki zjazd spokojnie zajmie ci znacznie więcej niż parę godzin.

Więcej: https://www.air-zermatt.ch/wordpress/en

W Alpach można dziś latać w wielu miejscach. Parę bardziej znanych to: Lech, Val d’Isere, Alagna, St. Moritz. Ceny raczej wyższe niż niższe. Ale jeśli macie jakieś pozytywne i *budżetowe* doświadczenia z tych miejsc: wypowiedzcie się w komentarzach!

Kamczatka: pogoda dla bogaczy

Firma Vertikalny Mir, dla której pracuje mój kolega-przewodnik organizuje heliski na Kamczatce nieopodal miasta Pietropawłowsk Kamczacki. Latają tam starymi i potężnymi śmigłowcami Mi-8. Do takiej maszyny wchodzi paręnaście osób (dla porównania – zachodni standard to Eurocopter: 4-5 osób + pilot + przewodnik). Wydawałoby się, że powinno być tanio, bo koszt się rozkłada? Niestety niezupełnie, bo mi Mi-8 spala koszmarne ilości paliwa, a do jego pilotażu trzeba z reguły aż dwóch osób.

Jeśli kiedyś zarobię milion monet albo wygram w lotto – to Kamczatka jest NA BANK na mojej liście: bardzo chciałbym pojeździć po wulkanach. Jeśli jednak nie będę miał tyle szczęścia… cóż. Za 6 dni Heliski i 8 godzin lotu na Kamczatce, cena to „jedynie” 6500 Euro, a do tego trzeba jeszcze na Kamczatkę dolecieć. Dwa lata temu próbowałem z operatorem negocjować pojedyncze dni albo pojedyncze loty (zamiast tygodniowego pakietu) – niestety bez rezultatu.

Więcej: http://www.vertikalny-mir.com/en/

Hokkaido: problem z pogodą

Kiedy pierwszy raz byłem na Hokkaido w 2012 roku – nikt nie mówił o helikopterach. Parę lat później otworzyło się Hokkaido Backcountry Club, które organizuje Heliski. Jeden dzień (6 zjazdów) to koszt 160 tys jenów, czyli ok. 5000 PLN. Zdecydowanie drogo – to raz. A dwa: ze względu na permanentnie niskie pułapy chmur i ciągłe opady śniegu (w końcu z czegoś to Hokkaido jest słynne, prawda?) okolica Niseko, to koszmarny problem z pogodą nadającą się do latania. Na 20 dni w życiu, które spędziłem w Niseko, może jednego dnia widziałem słońce. Jak się domyślacie, w związku z tym helikopter częściej stoi niż lata. Dobrzy znajomi mówili, że czekali 3 dni na lot i się nie doczekali.

Więcej: http://www.hokkaidobackcountryclub.com/en/heli-skiing-en/heli-skiing/

Ale ja bym na Hokkaido jechał raczej na wjazdy skuterem albo ratrakiem. Albo z foki. Nie na heli.

Rumunia: smutna historia

Dużo słyszałem Rumunach i ich dość luźnym podejściu do procedur bezpieczeństwa, lawin itp. Praktykowali ponoć smoleńskie podejście generała Błasika: „zmieścisz się śmiało” i wychodzili z założenia, że im więcej adrenaliny – tym lepiej, jeżdżąc z klientami na przykład przy lawinowej czwórce.

Poza tymi mankamentami, chłopaki były jednak bardzo miłe i ogarnięte, a ja byłem z nimi w kontakcie przez całe parę lat. Pamiętam rozmowę telefoniczną w okolicach 2012 czy może 2013 roku, i ich frustracje spowodowane pogodą. Przez dwa sezony z rzędu musieli ze względu na permanentne mgły i niskie chmury odwołać 90% lotów. Stracone zyski, wkurzeni klienci, sezon spędzony w schronisku i hotelu. Były ponoć tygodniowe grupy, które nie poleciały nigdzie nawet raz. Wkurzyło ich to tak mocno, że na kolejny sezon postanowili zmienić miejscówkę i swoją bazę heli: z pochmurnego obszaru Fagaras prznieśli się w niższe góry, na zachód, bliżej granicy z Węgrami. I faktycznie: w kolejny sezon pogoda była niemal bezchmurna. Tym razem jednak helikopter stał sporą część sezonu w heliporcie z powodu… braku śniegu.

Potem przestałem śledzić ich historię. Wiem, że część z tych przewodników przeniosła się w Alpy i zaczęła pracę u innych operatorów. Kiedy jednak sprawdzam internety – google pokazuje, że heliski w Rumunii działa. Za pakiet tygodniowy, noclegi i 6 dni śmigła liczą sobie 4700 Euro – czyli taniej niż reszta Europy. Pytanie tylko, czy jeśli zdecydujecie się na tę opcję, będziecie mieć szczęście do pogody. Na dwoje babka wróżyła… Ale na pewno powinniście bardzo precyzyjnie sprawdzić jak wyglądają warunki zwrotu kosztów (refund), i czy aby cena hotelu nie jest sztucznie zawyżona, żeby refund za brak lotów był niższy.

Więcej: https://www.mountainguide.ro/en/ski-touring-freeride-romania/heliski-in-romania/

Laponia: niezły i tani produkt

Najlepsze zostawiam na koniec. Kraina św. Mikołaja, Laponia, okolice miejscowości Riksgransen na granicy szwedzko-norwerskiej. Myślicie pewnie: „droga Skandynawia”?  Czeka was niespodzianka: w okolicy Riksgransen znam 4 heliporty i stoi w nich łącznie mniej-więcej 10 helikopterów, a przecież podaż kształtuje cenę! Okazuje się, że w kraju w którym zwykłe piwo w barze kosztuje w przeliczeniu niemal 40PLN, mamy jedno z tańszych heliski na świecie! Helikopter wywozi nas na 3 dropy (3 górki), każdy po około 600-900 metrów wertikala za 1400PLN.

Jeśli jest problem z pogodą, a nie jest nam obca mapa i umiemy powozić skuterem śnieżnym, możemy wypożyczyć go sobie za równowartość tej ceny (ale wtedy rozłoży się ona na liczbę zaangażowanych osób). Jeśli np. jesteśmy we trójkę i podjeżdżać będziemy w systemie kierowca, pasażer i narciarz na linie – mocny skuter będzie kosztował 450PLN za osobę na cały dzień. Zawsze warto mieć plan B na kiepską pogodę – i Riksgransen ten plan zapewnia i to wcale nienajgorszy.

Latałem w Szwecji już paręnaście razy. W zdecydowanej większości przypadków byłem bardzo zadowolony.

Najtańszy operator to: http://www.mountainguide.se/default2.asp?Id=10&languageId=44 – trzeba bookować wcześniej, ale w czasach przelewów SEPA wcześniejsza płatność nie jest problemem.

Trochę droższy produkt: http://abiskomountainlodge.se/vinter/heli-skiing/ – ale jeśli macie kasę – bardzo warto.

Kolejny operator, tym razem z Bjorklinden: http://bjorkliden.com/en/skiing/heliskiing/

Wszyscy trzej operatorzy są w odległości ok. 40 km od siebie: wzdłuż jedynej drogi w tym obszarze: między Kiruną a Narwikiem.

 

Wysiadka! (Laponia, Szwecja)


Dodaj komentarz

Lata osiemdziesiąte wracają!

Początki aerobiku, Steffi Graf, Italo Disco: lata 80 wracają w wielkim stylu. Niech Was nie zmyli teledysk! To świeży kawałek z roku 2018 – teraz na topie we Włoszech:

A na stoku…

Tymczasem w Courmayeur włoska firma outdoorowa Colmar robiła foty i kręciła video swojej najnowszej narciarskiej kolekcji na sezon 2019. Masa modeli, fotografów, kamerzystów, dronów.

Póki co – nie ma nigdzie linka, ale możecie sobie wyobrazić, że nie było to NIC co przypomina to, co widzimy teraz na stoku. Były odpalone w kosmos jednoczęściowe kombinezony w pstrokate wzory i jaskrawe kolory. Zero kasków na głowach (bandamy!). Modele i modelki jeździli z totalnie złączonymi nogami, a nie jakieśtam carvingi. Każdy detal zrobiony NAPRAWDĘ perfekcyjnie w tamtym stylu. Bardzo odważnie, bardzo klimatycznie. Czekam na oficjalny release.


Dodaj komentarz

Courmayeur

Kiedy pół roku temu korzystałem z jednej z mega-promocji Lotu, bookowałem bilety do Mediolanu-Malpensy i nocleg w Courmayeur, miałem cichą nadzieję na świeży śnieg. W końcu Courmayuor wraz z Chamonix i Verbier to historyczna mekka freeride w Alpach.

Ok – być może kolejki do kolejek od 5-6 rano po opadzie, by wjechać pierwszą gondolą, albo rządki narciarzy z plecakami ABS wchodzące z samego rana by złapać chociaż jedną kreskę – bo za dwie godziny wszystko będzie poryte – być może to NIE jest moja wrażliwość… ale mimo to chciałem spróbować tego raz jeszcze… a może… a jeśli… a nóż…

Do samego końca nie zdecydowałem w jakiej konfiguracji polecę do Courmayeur. Wieczór przed wylotem dwa portale: wepowder i snow-forecast powiedziały mi jednak wszystko co było potrzebne do podjęcia decyzji: ostatni spory opad miał miejsce parę tygodni temu, a metr świeżego śniegu ma spaść dosłownie w dzień mojego powrotu do Warszawy. No a do tego według prognozy google ma być lampa. Cóż… Zamiast lawinowego plecaka, nadajnika i szerokich nart, spakowałem więc okulary przeciwsłoneczne i wąskie, zgrabnie taliowane gigantki.

Na początku lekkie rozczarowanie… czy jednak mogę napisać, że miałem pecha?

Courmayeur to parędziesiąt kilometrów doskonale przygotowanych tras, piękne słońce i masa zabawy na śniegu. Samo miasteczko zawiera w sobie chyba defnicję słowa „urokliwe”: wąskie uliczki, lokalne pizzerie, malutkie sklepiki. Tak strasznie inne od podstarzałych kompleksów w Dolomitach. Bardzo niepopularne wśród Polaków. Na stoku wyśmienite włoskie pasty, aperol i bombardino. Sam sobie odpowiem: nie, nie czuję żadnego pecha.

I myślę, że jeśli za rok zobaczę identyczną promocję Lotu i bilety do Mediolanu za trzy stówy (w tym narty), oleję zatłoczoną Madonnę i wrócę tutaj – do Courmayeur. Pozdrowienia spod Monte Bianco. Salute!


22 Komentarze

Diagnostyka wiązań narciarskich na maszynie

Problemy z wiązaniami i ich nieprawidłowe ustawienie prowadzi często do poważnych wypadków zakończonych uszczerbkiem na zdrowiu. Zdarza się, że wiązania nie wypinają się, kiedy powinny. Znam przypadki, kiedy podczas prowizorycznych testów, wiązania (czasem tylko w jednej narcie) z niewiadomej przyczyny blokowały się i uniemożliwiały wypięcie po przyłożeniu dowolnie dużej siły dającej się wygenerować w domowych warunkach. Dodatkowym problemem są stosowane w ostatnich latach i używane przez wielu freeriderów różne standardy buta narciarskiego: skiturowe, freeturowe, alpejskie, a ostatnio z wymiennymi wkladkami do podeszwy. Niektóre buty z niektórymi wiązaniami zwyczajnie nie chcą się wypinać.

Krok 1: przmocowanie narty w maszynie

Panaceum na te problemy jest test i ustawienie wiązań na specjalnej maszynie do mierzenia siły wypięcia wiązań. Ponieważ kupiłem ostatnio nowe buty, których skorupa była odrobinę krótsza od starych – musiałem i tak wyregulować wiązania. Postanowiłem podczas regulacji przetestować swoje wiązania na takiej maszynie, a przy okazji podyskutować z fachowcami na temat regulacji wiązań.

Okazuje się, że przyczyną problemów opisanych powyżej jest budowa sprężyn w wiązaniach. Sprężyny te mogą również mieć niejednorodną i różną od siebie strukturę, mogą też być trochę inaczej zahartowane, przez co identycznie ustawione na lewej i prawej narcie mogą w rzeczywistości mieć różną siłę wypięć. Sprężyny mogą się również starzeć, przez co rzeczywista siła wypięcia nie będzie odpowiadać tej którą widzimy ustawioną na skali DIN wiązania. Jeśli sprężyna była ustawiona długi czas na konkretną siłę, a następnie wyregulowano wiązanie inaczej – może wystąpić podobny efekt „pamięci” sprężyny. Wszystko to przemawia właśnie za regularną diagnostyką wiązań.

Krok 2: wprowadzenie parametrów

Działanie maszyny polega na przyłożeniu rosnącej siły do wpiętego w wiązanie buta i sprawdzeniu kiedy wiązanie się wypnie. Test powtarzany jest dla tylnej części wiązania (wypięcie pionowe) i dla przedniej (wypięcie boczne). Przed testem należy wprowadzić do maszyny parametry narciarza: płeć, wagę, wiek, wzrost, umiejętności/styl jazdy i długość skorupy buta. Po przeprowadzonym teście maszyna pokazuje serwisantowi jak należy skorygować ustawienia wiązań, a po korekcie test jest powtarzany. Na końcu, po finalnej weryfikacji otrzymujemy wydruk ze wszystkimi parametrami obliczonymi przez maszynę. Na zachodzie takie wydruki mogą być wymagane przez ubezpieczyciela w razie wypadku, jednak w Polsce nie znam ubezpieczyciela, który tego by wymagał.
Po ustawieniu wiązań może zdarzyć się, że lewa i prawa narta będzie miała nieco inne parametry ustawień wiązań – i nie ma w tym nic dziwnego, bo dokładnie tak działa maszyna, mierząc faktyczne siły wypięć a nie polegając na skali DIN skalibrowanej przez producenta.

Krok 3: wpięcie buta i włożenie do buta siłownika

Wypada dodać, że nie wszystkie maszyny nadają się do testowania wiązań pinowych (w szczególności np. ta na której ustawiane były moje wiązania na fotkach). Jak opisał mi czytelnik – Mariusz Jasiński z Wrocławia, do testowania pinów nadają się w szczególności (ale zapewne nie tylko) maszyny firmy Montana (wcześniej pod logo Wälzholz-Huber) z serii Jetbond ST/SK i Jetbond M. Faktycznie – zweryfikowałem to – Mariusz ma rację.
Jeśli więc jesteście w 95% populacji narciarzy i macie wiązania alpejskie lub skrzynkowe (frame) – nie macie się czym przejmować – każda maszyna da radę, ale jeśli używacie wiązań pinowych (technicznych), musicie dopytać serwisanta o kompatybilność maszyny z Waszymi wiązaniami. Raz jeszcze podziękowania dla Mariusza za ten risercz.

Tak wygląda wypięcie buta na maszynie podczas testów:

 

Na koniec napiszę tylko, że w polskim internecie jest sporo tekstów reklamowych (nigdzie nie oznaczonych jako reklamowe – to niestety zmora sieci), powtarzających słowo-w-słowo różne bezsensowne mity (np. to, że w fakt, że na nartę freeride’ową działa większy moment siły jest jakimś powodem do innej diagnostyki wiązań, itp.). Wszystkie te teksty reklamują jedną jedyną maszynę diagnostyczną: Jetbond. Nie ma nic złego w Montana Jetbond, i nie ma nic złego w maszynach konkurencyjnych firm, np: Wintersteiger, o ile każda z nich obsługiwana jest przez przeszkolonego fachowca. Nie polecę Wam więc żadnej konkretnej maszyny. Napiszę tylko, że jestem zwolenników małych, nie-sieciowych serwisów, gdzie rotacja pracowników nie jest duża, i korporacja nie wyznacza targetów. W małych serwisach pracują często sami właściciele i pasjonaci narciarstwa (a nie przypadkowi ludzie) i moje osobiste doświadczenia z takimi serwisami są DUŻO lepsze. Nie będę więc polecał Wam serwisów w supermarketach, Decathlonach, czy w Ski Team.

Koszt diagnostyki i regulacji wiązań na maszynie:

  • Warszawa, Legion Serwis przy ul. Belgradzkiej (na Ursynowie, niedaleko metra Natolin): 30 PLN standard, 50 PLN ekspres (to tam testowałem swoje)
  • Kraków: Rowmix przy ul. Mogilskiej (na Grzegórzkach): 35 PLN – poza sezonem zadzwońcie wcześniej, czy na pewno maszyna jest dostępna
  • Wrocław: Koenig Serwis przy al. Hallera (niedaleko SkyTower): 39 PLN
  • jeśli znacie ceny i punkty w innych miastach – piszcie śmiało w komentarzach

Wydaje się, że warto wydać nieco ponad trzy dychy i mieć pewność, że nasze wiązania wypinają się prawidłowo.

PS. na tym blogu zdarzają się wpisy powstające przy współpracy z różnymi firmami i takie sytuacje są zawsze jasno oznaczone. Ten wpis nie jest przez kogokolwiek sponsorowany.


Dodaj komentarz

X Memoriał Szymona Kempisty

To już za 10 dni – jak zwykle w Karpaczu w Schronisku PTTK Strzecha Akademicka. Miałem wielką przyjemność gościć pod Strzechą 4 lata temu i opowiadać o heliski na Alasce i w Laponii.
Nie będzie mnie niestety w tym roku (bilety do Malpensy kupione w promocji pół roku wcześniej i kilka dni w Courmayeur). Ale będę obecny na Memoriale myślami. Z wielką przyjemnością podpisuję właśnie 25 egzemplarzy „Poza trasą”, które będą dostępne na miejscu. Namawiam na udział wszystkich, którzy nie mają jeszcze planów na weekend 24/25 marca: fajna atmosfera – jak zwykle – gwarantowana!


Więcej o X Memoriale Szymona Kempisty:
https://www.facebook.com/events/102998257127135/
http://www.supernarty.pl/site/szymon


Dodaj komentarz

Tochal nie zawiódł

Czytaliście poprzedni post o Iranie? To zapomnijcie wszystko co napisalem. 😉 W każdym razie Tochal nie zawiódł. Dwa dni rysowania świeżych kresek. Bomba. Orgazm.

Ale czemu na Tochal nie ma freeriderów? Ciężko mi powiedzieć. Słyszałem opinię, że „podobno jest płasko” – i to ze dwa razy. Tylko że ten kto tak mówi, na pewno nigdy nie był na Tochal. Faktycznie sama stacja narciarska jest malutka – dwa krzesełka, i do nich dwie łatwe trasy. Ale w zasięgu krótkiego trawersu z wyciągu są naprawdę fajne ściany, a jeśli zdecydujecie się przypiąć foki na pół godziny – stromizna jest naprawdę dowolna – do wyboru, do koloru – w tym taka, którą ja pewnie bym nie zjechał.

Na całym Tochal NIE BYŁO żadnego freeridera (może nie licząc paru deskarzy, którym trawersowanie mocno nie szło). Wszystko dla nas. Także tego. Fajnie było.


Dodaj komentarz

Mniej puchu, więcej śladów: Iran powoli się zmienia…

Rok temu mieliśmy sporo szczęścia: w Dizin, a potem na Tochal pojawiliśmy się po sporych opadach śniegu i akurat wyszło słońce. Całymi dniami zakładaliśmy pierwsze ślady na różnych górkach. W zasadzie bez przypinania fok, może czasem tylko mały trawers z wyciągu i puch-puch-puch non-stop (i to taki prawdziwy).

Tym razem, po pierwsze przyjechaliśmy 5-6 dni za późno. Śniegu jest sporo, ale od ostatniego opadu słońce i wiatr zdążyły już trochę zniszczyć stoki. Po drugie jednak jest więcej freeriderów i większa konkurencja o pola świeżego śniegu. O ile Irańczycy, i liczni tu jak zwykle Ruscy raczej rzadko zjeżdżają z tras, o tyle spotkaliśmy trzy komercyjne grupy freeride: dwie Niemców (2 x 6 osób), jedną Słoweńców, a do tego paru Brytoli. Po rozmowie z niemieckimi przewodnikami IVBV okazało się, że w ubiegłym roku byli tu na rekonesans sami – rozpoznać teren, a w tym przyciągneli już tuzin ludzi. Plany pokrzyżowały im trochę krwawe protesty w Teheranie w grudniu – po których sporo osób odwołało swój udział w wyjeździe. Oprócz tego wiem, że paru moich znajomych z Polski było w Dizin niezależnie od siebie, w tym sezonie parę tygodni temu. Kilkoro innych będzie tu od soboty. Hotel, który w ubiegłym roku świecił pustkami, w tym ma niemal pełne obłożenie.

Myślę sobie, że trend się utrzyma. Jeśli przez kolejny rok będzie tu względny spokój należy liczyć się z kolejnymi komercyjnymi grupami w górach Elburs, co wcale mnie nie zdziwi.

Dlatego jeśli wybieracie się do Iranu w tym lub kolejne sezony: weźcie foki. Być może trzeba będzie odchodzić dalej od wyciągów by pojeździć na nietkniętych przez nikogo stokach i zakładać pierwsze kreski.

A żeby nie było zbyt pesymistcznie, poniżej fotka: Dizin 2018!

A jeśli jesteś tu pierwszy raz, to cała podróż do Iranu z ubiegłego sezonu wraz z video, radami, cenami itd – TUTAJ


Dodaj komentarz

Rok temu była niepewność

Latałem w różne mniej lub bardziej bezpieczne regiony świata i jeździłem freeride na pięciu kontynentach. Mimo to, kiedy rok temu startowaliśmy do Teheranu, nie mogłem wyzwolić się z poczucia niepewności. W mojej głowie przewijały się rzeczowniki-hasła: fundamentalizm, terroryzm, bandytyzm, niebezpieczeństwo, dżihadyści.

Tymczasem sposób w jaki Iran pokazywany jest dziś w mediach – sposób który ukształtował nasze o nim myślenie – woła o pomstę do nieba. Bo w konkurencji na najprzyjaźniejszy naród na świecie – Irańczycy z pewnością byliby finalistami. A przecież to właśnie ludzie zostawiają w naszych wspomnieniach najbardziej żywy ślad odwiedzonego miejsca.

Ale Irańczycy to nie tylko życzliwość, gościnność i ciepło. To coś znacznie więcej. Irańczycy są narodem bardzo wykształconym, silnie zurbanizowanym, przedsiębiorczym i pracowitym, a przy tym wszystkim bardzo dumnym. Popełnilibyście wielkie faux-pas porównując Persów do otaczających ich zewsząd Arabów. Jestem pewien, że kiedy tylko znikną wszystkie sankcje nakładane przez zachód, Iran stanie się tygrysem bliskiego wschodu, a jego tłumiony potencjał rozkwitnie z pełną siłą.

Teraz wiemy już to wszystko i lecimy do Iranu uśmiechnięci. Chcemy spędzić przynajmniej dwa dni w Teheranie. Ale najpierw: wysokie góry i dzikie narty.