nakreche

narty, na wiele sposobów, subiektywnie


Dodaj komentarz

Płachta biwakowa

Dziś chciałem napisać o kolejnym elemencie wyposażenia podczas zimowego biwaku i operacji #KapitanPlaneta. Płachta biwakowa to po prostu wodo- i wiatro- szczelny kokon na śpiwór. Jeśli nie planujesz rozbijać namiotu (co jest zakazane w TPN), to jest to niezbędny element wyposażenia na zimowy biwak wysokogórski.

Przeczytałem sporo for i rozmawiałem z ludźmi, którzy biwakowali zimą: kluczowa w płachcie biwakowej jest oddychająca membrana która wypuści parę wodną i wilgoć na zewnątrz. Płachta z wodoszczelnego nylonu spowoduje, że dość szybko twój śpiwór będzie mokry od Twojego potu, a wiadomo, że mokry puch traci znacznie właściwości izolujące. Płachty z nylonu zaczynają się od ceny ok. 100pln, a najtańsza płachta z membraną, jaką znalazłem to Salewa, model Bivibag I z membraną Powertex (czasem nazywaną PTX) – cena ok. 240pln w sklepie 8a. Waga: ok. 200 gram – więc zupełnie znośnie na skitury.

Tandem śpiwór Yeti + płachta Salewa zdały egzamin na piątkę. W śpiwór wszedłem w samej bieliźnie termicznej i przez całą noc było mi naprawdę ciepło. Śpiwór przemókł dopiero podczas operacji wychodzenia z niego i pakowania – kiedy wszystkie ściany naszej jamy były mokre (temp powyżej zera w środku). Membrana płachty działała całkiem nieźle. Do środka płachty, między śpiwór a płachtę włożyłem przed pójściem spać skiturowe wkładki do butów narciarskich, które były wilgotne. Do rana wyschły zupełnie, a dzięki temu, że były w pobliżu śpiwora – nie były bardzo przemarznięte – polecam ten patent.

Tak wygląda płachta rozłożona w domu ze śpiworem w środku:

20160224_101342000_iOS

Tak wygląda płachta w jamie śnieżnej ze śpiworem i człowiekiem w środku:

Śpiwory i płachty biwakowe zdały egzamin na piątkę. Na fotce Marcin jeszcze przed zaśnięciem. Do snu sznurowaliśmy kaptury tak, że wystawały nam tylko nosy. Było naprawdę cieplutko, mimo, że byliśmy w śpiworach w samej bieliźnie.

Z czystym sumieniem mogę ją polecić wszystkim początkującym adeptom biwaków zimowych. Nie jest to artykuł sponsorowany – płachtę kupiłem z własnych środków i nie dostałem żadnych korzyści od Salewy za napisanie tego artykułu.


5 Komentarzy

Engelberg – dziś

No cóż. Bilet kupiłem jakieś pół roku temu w promocji – nie było możliwości zmiany dat. Podobnie z biletami na pociąg z lotniska. W ciągu ostatnich dni w Engelbergu spadło ledwo parę centymerów świeżego śniegu i dziś niestety też full lampa – pozostają więc trasy. Ale może nie ma co narzekać (#Boring #ZnowuGóry #IleżKurwaMożna). Czasem można powozić się po ubitych stokach. Szczególnie kiedy za bilet lotniczy i kolejowy w sumie zapłaciło się trzy stówy złotówek. 
   
   


4 Komentarze

Niebezpieczne przedmioty w bagażu podręcznym? :-)

Jak wiecie, niecałe dwa tygodnie temu nocowałem w jamie śnieżnej w Tatrach. Plecak wypchany na maksa, a w nim cały sprzęt potrzebny do przeżycia – w tym rzecz jasna całkiem spory nóż (w jednej z małych kieszonek).
Dziś narty i lot do Zurychu. Plecak jedzie przez skaner na Okęciu i zanim Pani przerażona zdąży wskazać na ekranie, ja już wiem: chciałem wejść na pokład z dziesięciocentymetrowym ostrzem. Bagaż i narty już nadane. Co robić?

Na szczęście parę tygodni wcześniej odwiedził mnie Kuba (wiem, że to czytasz – pozdrowienia!), i opowiedział mi o identycznej sytuacji sprzed roku. Pomny jego rad wróciłem przed terminal, poszedłem tam, gdzie nie kręci się za wiele osób i gdzie są duże doniczki. Upchnąłem dyskretnie nóż do jednej z nich i przysypałem ziemią. Wracam w poniedziałek. Dam znać, czy przetrwał. 🙂

===

AKTUALIZACJA 14 marca: przetrwał!


6 Komentarzy

Biwak zimą w wysokich górach: jedzenie

Jeśli chodzi o tematykę zimowego biwaku, pisałem już o śpiworze puchowym do temperatury -25 stopni i ultralekkiej karimacie. Przygotowując się do biwaku warto zapoznać się z tematyką jedzenia i picia. Poniżej produkty które zabrałem ze sobą na dwudniowe wyjście w góry, oraz krótkie ich omówienie:

20160225_184221048_iOS

  • jedzenie liofilizowane czyli „liofil”: odwodnione i zapakowane próżniowo produkty. Aby przyrządzić wystarczy wlać wprost do torebki określoną ilość wrzątku, wymieszać i zamknąć na 5-10 minut. Pasta bolognese i kurczak curry z torebki – pewnie jedzone w domu nie byłyby najsmaczniejsze. Ale po parugodzinnym wejściu na fokach, potem w rakach, a potem po dwóch godzinach pracy łopatą i budowaniu jamki – smakowały naprawdę ekstra
  • tabletki z elektrolitami/mikroelementami: powodem dla którego nie należy jeść stopionego śniegu bez dodatków jest bardzo niska zawartość mikroelementów (sód, potas, magnez, itd.). Gdybyśmy jedli stopiony śnieg, to po spożyciu wręcz „wysysałby” z naszego organizmu takie mikroelementy i bardzo szybko nabawilibyśmy się ich poważnego braku (najlżejsze objawy to skurcze). Dlatego w stopionym śniegu należy rozpuszczać tabletki. Może to być np. plusz, isostar, lub elektrolity z apteki. Wziąłem 10 tabletek, wystarczyło 5.
  • energia/cukier: na wypadek mocnego zmęczenia i konieczności dalszego wysiłku – „dopalacz”, czyli cukierki ze skondensowanym cukrem z kofeiną. W zasadzie na sytuacje awaryjne, ale podczas koszmarnie trudnego zjazdu rano – zużyliśmy z Marcinem po dwa. Pewnie dalibyśmy radę bez nich, ale nie ważą wiele i polecam zabrać to dla bezpieczeństwa
  • kabanosy: na rano, kiedy nie ma czasu, by gotować wrzątek na „liofila”, a trzeba zjeść coś na szybko, dobrym pomysłem wydają się być kabanosy (długi termin przydatności, dobra zawartość tłuszczu i białka)
  • płyny: wiadomo, że w podejściach skiturowych liczy się waga, zatem bez sensu przegiąć z ilością płynów. Miałem ze sobą butelkę izotonika, Marcin mając trochę większy plecak, wziął dodatkowo nieduży termos, który bardzo przydał się szczególnie rano, kiedy wiatr i temperatura na zewnątrz skutecznie zniechęciły nas do gotowania.
  • do tego wszystkiego konieczny był oczywiście jetboil: przenośna, lekka butla z gazem i palnikiem – służąca do topienia i gotowania śniegu – podstawy przygotowania liofila czy ciepłego izotonika.