Tego nie da się opisać w dwóch zdaniach. Ale to trzeba opisać. Tę historię będę powtarzał zarówno swoim przyjaciołom przy wódce jak i swoim wnukom za 30 lat.
Parę dni temu kręciliśmy z TVN na Kasprowym materiał promo do mojej książki „Poza trasą” (już teraz w sprzedaży w necie, i w Empikach od środy – kupujcie!). TVN był zobowiązany do uzyskania pozwoleń na kręcenie ujęć na terenie parku narodowego, co, rzecz jasna, uczynił. Na pozwoleniu było również moje imię i nazwisko… Była cała ekipa, fajni ludzie: reporter, operator, inżynier dźwięku – generalnie mega ciekawe doświadczenie – zawsze chciałem zobaczyć jak pracuje telewizja. W międzyczasie reporter dostał telefon od kierownika produkcji, pouczonego dodatkowo przez TPN, aby broń boże nie zjeżdżać z trasy – bo nie wolno tego robić w parkach narodowych. Słabo trochę, ale TVN użył w materiale ujęć z Alaski, Norwegii czy Tienszan, zamiast obsranego Tatrzańskiego Parku Narodowego. Mówi się trudno… Ale to tylko wstęp do historii, bo teraz zaczyna się najlepsze…

Na zdjęciu (zrobionym ukradkiem) widać kalkulator czterodziałaniowy (do obliczania mandatów?), wydruk MOJEGO BLOGA, oraz skafander strażnika przystępującego do czynności służbowych
Po zjeździe w Kuźnicach, czekało na nas dwóch wąsatych Januszy – strażników TPN – ze srogą miną pytających o groźnego przestępcę, zacytuję: „który to Rafał Urbanelis”. W ręku mieli z pół ryzy papieru zadrukowanego MOIM BLOGIEM. Na kolorowo, na atramentówce. To był DOWÓD RZECZOWY przestępstwa. Na wierzchu pliku był wpis „Tajemnica Brokeback Mountain” o moim noclegu przed rokiem w jamce śnieżnej w Dolinie za Mnichem. Ten wpis był dowodem *koronnym*, ale były też wpisy sięgające, uwaga – 2013 roku! TPN po prostu wydrukował mojego bloga! Dotyczas myślałem, że największym fanem mojego bloga jest moja rodzina. No może miałem jeszcze parę typów (przede wszystkim Scarlett Johansson), ale nigdy, PRZENIGDY nie przypuszczałbym, że największym fanem mojego bloga, są Janusze z TPN! Wyobrażacie sobie moją minę, kiedy w leśniczówce TPN zostałem ukarany mandatem karnym w wysokości dwustu złotych, za… UWAGA… pogwałcenie Ustawy o Ochronie Przyrody?! Kiedy zapytałem, co takiego zrobiłem przeciwko przyrodzie – zaczęli mówić coś o cietrzewiach i głuszcach. Przysięgam! Wtedy – rok temu – pamiętam dobrze: nie było niebezpiecznie, wiedziałem co robię, byłem przygotowany, była zima, miałem sprzęt, było bardzo fajnie, nie naśmieciliśmy i nie hałasowaliśmy… Janusze nie mieli się do czego przyczepić, więc doszli do wniosku, że naruszyłem Ustawę o Ochronie Przyrody, nocując sobie w jamie śnieżnej zimą. I potem wydrukowali na kilkudziesięciu stronach papieru mojego bloga.
Chciałbym w tym miejscu serdecznie pozdrowić obu strażników. Wiem, że to czytacie, kochani – przyznaliście się! W dodatku do srogiej kary, zażyczyliście sobie bym opisał na blogu notkę pouczającą czytelników o tym, by nie schodzić ze szlaków na terenie parku (naprawdę myśleliście, że to zrobię?! SRSLY?!). Deklaruję jednak, że zapłacę te dwie stówy. Mam nadzieję, że starczy Wam na tusz. Następnym jednak razem, kiedy się spotkamy, może zapiszecie sobie bloga na dysku C:, albo chociaż wydrukujecie go dwustronnie? (print => options => double sided) Przyroda ucierpi wtedy znacznie mniej. Chyba nie ma tu nawet sensu rozpisywać się o tym jak bardzo ten park narodowy przypomina mi czasem tartak, jak rozjeżdżają go stare ziły z naczepami, po których smród unosi się w Kościelisku pół godziny, albo jak wasi znajomi Zakopiańczycy chodzą poza szlakiem przez nikogo niepokojeni (bo przecież są równi i równiejsi). Was przecież gówno to obchodzi, i wy możecie sobie pogratulować: dwie stówy WASZE. Mam tylko nadzieję, że za parę lat kiedy was już tam nie będzie, przyjdzie po was pokolenie, które wbrew wam działać będzie NAPRAWDĘ na rzecz przyrody i parku, zamiast drukować internet.
Żeby nie kończyc notki zbyt ponuro: o wszystkich swoich działaniach w Tatrach zobowiązuję się od teraz blogować z odpowiednim wyprzedzeniem 😉 Do zobaczenia (niekoniecznie) na szlaku, Panowie!