nakreche

narty, na wiele sposobów, subiektywnie


4 Komentarze

Wciąż tylko rocker i rocker: o co w tym chodzi?

Pisałem już o marketingowych potworkach Salomona i Atomica na temat rockera tutaj. Tamten tekst dotyczył w zasadzie nieuczciwości samych redaktorów i portali narciarskich, tym razem jednak chciałbym napisać coś więcej o samym rockerze.

Na różnych modelach z rockerem jeżdżę od roku 2005 – czyli od 8 lat, więc na początku nie wiedziałem do końca o co im chodzi, że rocker to „nowość” i „przełom”. Przede wszystkim obie pary moich osobistych Rossi, a poza nimi inne narty poza trasę które testowałem od NAPRAWDĘ wielu lat: np. K2, Dynastar czy Salomon – miały/mają wszystkie konstrukcję rockera. Jak pisałem w poprzedniej notce na ten temat – profil rockera poza trasę wprowadził Volant Spatula 12 lat temu i żadna to nowość ani przełom.

Chcąc przekonać się samemu o co kaman, pożyczyłem zatem ostatnio tak często wybrandzlowanego „nowego” rockera od Salomona na trasy, model: Enduro RX800. Taki akurat był dostępny. Na początku chcę zastrzec (gdyby ktoś jeszcze nie zauważył – hehe), że jestem choć jeżdżę trzydzieści lat, to jestem takim małym misiem i bardzo daleko mi do Alberto Tomby czy sióstr Tlałek. Opisuję więc swoje prywatne, subiektywne odczucia z jazdy, które niekoniecznie muszą zgadzać się z oficjalną linią producentów i sponsorowanych przez nich zawodników.

Do rzeczy! Wpiąłem się i jak to dziś w modzie na stokach – rozkraczyłem się niczym Jenna Jameson za swoich najlepszych czasów: nogi szeroko, tyłek wypięty, ręce z przodu (tylko głowy za siebie nie odwracałem). No i przejechałem się kilka razy po ubitym, gibając się jak p*****ny rezus: to w prawo to w lewo. No i co? I co? Jak spisał się ten „nowy” rocker? Hmmm. No ja się nie znam. Ale dla mnie to zwykła, przeciętna, normalna narta carvingowa na trasę, jak dziesiątki innych. Narta skręca łatwo – wystarczy się trochę przechylić, można jeździć jak po szynach: bez problemu, bez uślizgiwania krawędzi. No ale dokładnie tak samo się jeździ na zwykłej slalomowej krótkiej narcie carvingowej. Autentycznie – nie widzę żadnej różnicy.

Nie można na tym jeździć ani specjalnie szybko i nie masz kontroli przy większych prędkościach – bo narta za krótka (168cm), nie pojeździsz poza trasą – bo za bardzo taliowana (78mm pod butem). Ot, zwykły, normalny carving. Bez żadnego przełomu, i bez rewolucji – to na pewno. A dla mnie – małego misia – praktycznie bez różnicy.

Ktoś powie: „ale w pucharze świata używają rockera więc musi być dobry”. Okay. Ten argument kupuję. Tylko, że ja niestety:

  • nie wyczuwam różnicy w smaku między 30-letnim a 12-letnim Chivas Regalem
  • nie słyszę różnicy w kablach stereo z CD do wzmacniacza między takimi pozłacanymi za półtora klocka a takimi za pięć złociszy z MediaMarktu
  • nie czuję również różnicy między zwykłą krótką slalomką na trasy sprzed 3 lat – a taką z rockerem z tego sezonu. Taki już ze mnie plebejczyk, cham i burak. Nie twierdzę, że nie ma ludzi którzy poczuliby różnicę! Absolutnie. Jestem wręcz pewien, że tacy się znajdą. Ja niestety (stety?) do nich się nie zaliczam. Zaryzykowałbym nawet tezę, że wśród czytelników tego bloga również nie znajdą się tacy, którzy wyczuliby różnicę, gdyby rockerowe i nie-rockerowe narty na trasę zakleić im czarną taśmą i kazać poznać na ślepo. Ale tego nigdy nie sprawdzimy, nawet jakoś zacznie się pienić, że by potrafił. No przysięgam: nie ogarniam całego szumu wkoło rockera.

Napisałem, że nie ogarniam? Hmmm. Może powinienem raczej napisać „nie popieram”, bo jednak raczej ogarniam o co chodzi producentom, sklepom sportowym i wszystkim sponsorowanym przez nich ludziom. Otóż ich zdaniem: „Masz przestarzałe narty bez rockera? Wymień! Kup nowe! Wyrzuć stare! Potrzebujesz rockera! Potrzebujesz naszych nowych nart! Potrzebujesz wydać pieniądze! TERAZ!”

I chyba to jest dobre podsumowanie o co chodzi z tym rockerem. Nie dajcie się wkręcać innym. Również tym, co „wypróbowali i uwierzyli”. Czasem sami nie wiedzą, że rocker ich buja!wink

Na zakończenie mój alaskański edit na rockerach K2 Dark Side:


1 komentarz

Salomon/Atomic bujają, a Onet: gulp, gulp, gulp…

Z coraz większą uwagą przyglądam się PR’owi firmy Amer Sports – właścicielowi marek Salomon i Atomic. Recz idzie o technologię, którą Salomon/Atomic nazywają „rocker” czyli bujak.

W wielkim skrócie, jeśli jeszcze o tym nie słyszeliście: zdaniem Salomona i Atomica jeśli narta będzie miała kształt bujaka – to nawet na trasach będzie łatwiejsza w nauce, bardziej skrętna, da lepszą kontrolę podczas dużych prędkości w przechyleniu, etc. etc. Po prostu taki kształt narty to rzekoma rewolucja i panaceum na wszystkie problemy. Wydaje się, że celem jaki upatrzył sobie Salomon/Atomic jest wręcz zakodowanie w głowach narciarzy, że „nowinka techniczna” o nazwie „rocker” jest absolutną koniecznością dla każdego kto jeździ, i że firma chce aby narciarze pytali się nawzajem: „masz TE narty z rockerem czy te stare”? I tak dalej. Abstrahując w ogólne od mojego zdania na temat posiadania rockera lub jego braku, abstrahując od tego, że pomysł wcale nie jest nowy i ma ponad 10 lat (vide: Volant Spatula), abstrahując od tego co mówią inni producenci i tego, że moim zdaniem nie da się myśleć w kategoriach mieć/nie-mieć rockera, bo rocker wcale nie jest zero-jedynkowy – chcę pokazać coś dużo groźniejszego.

Otóż coraz więcej serwisów narciarskich wrzuca na swoje strony teksty, recenzje i wywiady nieopatrzone nigdzie komentarzem o lokowaniu produktu i materiale marketingowym. Zobaczcie na przykład tę perełkę z onetu:

http://narty.onet.pl/sprzet/andrzej-osuchowski-o-technologii-rocker,1,5324392,artykul.html

i identyczny „wywiad” z narty.pl:

http://www.narty.pl/tresc-artykulu/artykulu/wywiad-z-andrzejem-osuchowskim-o-technologii-rocker-w-narciarstwie.html

i kolejny taki sam „wywiad” tym razem ze skionline.pl:

http://www.skionline.pl/sprzet/osuch-o-technologii-rocker,newsy,5298.html

Zwróćcie uwagę: nigdzie nie ma nazwiska ani nawet podmiotu, który wywiad przeprowadził. Najlepszy polski freerajder opowiada nam natomiast o tych wszystkich zaletach rockera. Cały artykuł skupiony jest na rockerze, gwiazdor „mimochodem” wspomina kilka razy markę Salomon, ale głównie rzucają się w oczy odsyłacze do strony rockerski.pl – wydawałoby się jakaś niezależna strona promująca rocker? Sami nazywają siebie „bazą wiedzy na temat rozwiązania rocker”. Nie jest napisane kim są, nie są podane żadne nazwiska, żadna nazwa firmy/organizacji. Stawiam dolary przeciw orzechom, że to brzydki, marketingowy potworek firmy Amer Sports promujący tylko swoje brandy: Salomon i Atomic. Nie łudźmy się. Tu nie ma żadnej niezależności. Większość ludzi nie wie nawet że te dwie marki to żadna konkurencja, i że to jeden i ten sam właściciel, ale w ich głowach rodzi się schemat: „Mmmhmmm. Czyli ten rocker naprawdę jest świetny. Promują go >>wszyscy<< producenci. Ta >>baza wiedzy<< jest naprawdę niezależna”. I o to chodzi. Ciemny lud to kupi. Biznes się kręci.

Czy można mieć pretensje do Salomona czy Atomica, albo ich właścicieli, że próbują wszelkimi dostępnymi środkami wrzucić swój marketingowy pomysł do umysłów ludzi i wygenerować miliony euro zysku? Średnio. Firma może nie działa do końca etycznie, ale wydaje się, że wszystko jest w granicach prawa.

Czy można mieć pretensje do człowieka, że swoim nazwiskiem promuje sponsora? Wyobrażam sobie, że kolega jest po prostu bardzo zadowolony, że znalazł sponsora. Jeśli Ty czy ja żylibyśmy z nart i dostalibyśmy bogatego sponsora, to czy na pewno zachowalibyśmy się inaczej? Wątpię. (a przy okazji: trzeba oddać szacun człowiekowi: super jeździ)

A więc: pół biedy gwiazdor, pół biedy firma. Zdecydowanie największe pretensje trzeba mieć do redaktorów za to, że przepuszczają takie teksty bez właściwego oznaczenia/komentarza. I to przede wszystkim *ich* zachowanie należy napiętnować.

Artykuł 36 paragraf 3 prawa prasowego mówi wyraźnie:

„Ogłoszenia i reklamy muszą być oznaczone w sposób nie budzący wątpliwości, iż nie stanowią one materiału redakcyjnego.”

W portale narciarskie wlewany jest hektolitrami marketingowy szajs i nikt nie protestuje, bo media w kryzysie: jeśli ktoś zapłaci, da redaktorom darmowe narty albo zaprosi chociaż na gratis testy – trzeba pisać! Bez krytycyzmu. Bez zająknienia. Broszura reklamowa + copy + paste = artykuł! Hej! Jest content, są gratisy, i nie trzeba się narobić! Cieszymy się! A że czytelnikom robi się wodę z mózgu… Cóż. Któżby tam się przejmował czytelnikami… Sam Grzegorz Miecugow wyjaśnił to przecież nam wszystkim użalając się nad mediami, że to my – odbiorcy jesteśmy debilami, a media tylko się do nas dostosowują.