Dziś kolejny z cyklu postów „jak zostałem szafiarką”. W poprzednim sezonie o tutaj komentowałem zawartość swojej torebki/plecaka, a dziś porozmawiamy o szczególnym rodzaju membrany: tkaninie Gore-tex wynalezionej przez Wilberta Gore jeszcze w latach 60.
Jeśli istnieją ludzie odporni na marketing – to uważam, że zaliczam się do nich. Zanim kupię jakikolwiek kosztowny produkt – staram się zawsze odsiać papkę, sprawdzić co w produkcie jest dobre dla mnie, porozmawiać ze znajomymi których uważam za ekspertów, poczytać. Podobnie było z porządną membraną. Zanim zacząłem używać Gore-texu – do Wisły napadało dużo śniegu. Moje obawy budził nie tylko sam marketing.
Po pierwsze nie byłem pewien czy Gore-tex będzie wystarczająco oddychający lub wystarczająco wodoszczelny i wiatroszczely. Połączenie tych dwóch cech było dla mnie trudne do wyobrażenia. Myślałem, że albo zaparzę się w Gore-tex niczym w foliowym płaszczu przeciwdeszczowym w lecie, albo że nie będzie on naprawdę wodoszczelny. Podczas deszczu ze śniegiem tradycyjna kurtka narciarska z kiepską membraną namaka jak pampers moich córeczek, po nocy poprzedzonej zawodami „kto wypije więcej wody”. Po dwudziestu minutach przebywania w takich warunkach, taka pielucho-kurtka zaczyna być ciężka i przestaje chronić od wiatru – i wtedy robi sie naprawdę zimno, nawet gdy temperatura jest powyżej zera.
Po drugie na rynku istnieje sporo Gore-texów nieocieplonych. Zastanawiałem się, jak wpłynie to na mój ubiór, jakie dodatkowe warstwy powinienem założyć i czy jest sens kupować warstwę podobną do foliowej ceraty.
Czy te wszystkie argumenty nie podważają sensu kupna Gore-texu? Cóż… Okazało się, że rzeczywistość jest sporo lepsza od moich obaw.

wodoszczelne suwaki, duże wywietrzniki pod pachami, spory kaptur, szelki przy spodniach i dużo-dużo kieszeni wszędzie…
Używam obecnie dwóch Gore-texów (i jak przystało na prawdziwą szafiarkę – prezentuję obok jak wygląda Gore-tex na sobie):
Po pierwsze: lekko ocieplone spodnie Rossignol. Generalnie jestem dość odporny na chłód, więc dodatkowa bielizna pod spodnie ponad standard (czytaj: kalesony) jest dla mnie zbędna w 95% przypadków. O założeniu kalesonów myślę dopiero, gdy temperatura spadnie poniżej 20-25 stopni poniżej zera.
Po drugie: nieocieplona kurtka norweskiej firmy Missing Link. Pod kurtką bielizna sportowa i polar. To dość lekki ubiór i generalnie przy niższych temperaturach (poniżej -10) bez wysiłku fizycznego robi się szybko zimno – więc dobrym rozwiązaniem jest wrzucenie do plecaka jakiegoś dobrego izolatora – np. Primaloft. Jeśli jedziecie długo na nieosłoniętym krzesełku, zatrzymaliście się na jedzenie/odpoczynek przy podchodzeniu ski-turowym, albo czekacie dłużej na helikopter – założenie takiego izolatora na ten czas + pierwsze 5 minut wysiłku jest idealnym rozwiązaniem (o primaloft napiszę zresztą osobną notkę).
W obu przypadkach mój Gore-tex sprawdza się idealnie: jest wodoszczelny, wiatroszczelny a jednocześnie oddycha – przepuszcza na zewnątrz pot w postaci pary wodnej. Duże suwaki w kurtce pod pachami pozwalają bardzo szybko zmniejszyć izolację od wiatru i ochłodzić się w razie potrzeby.
Na koniec kilka rad, na co zwrócić uwagę przy kupnie Gore-texu:
- Sprawdźcie czy odzież posiada oryginalne metki Gore-tex. Gore-tex jest sprawdzony i w testach wypada zasadniczo lepiej niż membrany uznanych firm outdoorowych np. North Face czy Marmot.
- Zastanówcie się ile ocieplenia potrzebujecie. Niech grubość ocieplenia będzie waszym świadomym wyborem, a nie konsekwencją np. ładnego koloru jednego z modeli.
- Sprawdźcie szczegóły: np.
- ilość zewnętrznych i wewnętrznych kieszeni (są Gore-texy dla wspinaczy które nie mają kieszeni na ręce),
- czy suwaki pod pachami są wodoszczelne i czy da się je szeroko otworzyć z obu stron,
- czy kaptur da się założyć na wasz kask,
- czy spodnie mają szelki, i przedłużony kołnierz z tyłu chroniący nerki i zapobiegający wsypywaniu się śniegu
2 grudnia 2013 o 6:21 PM
A co powiesz o Membrain? Poza tym czekam na notkę o puchu gęsim, Primaloft i może Thinsulate? Jakie masz o tym zdanie?
2 grudnia 2013 o 8:55 PM
po pierwsze: membrana Marmota (MemBrain) wypada w testach gorzej niż Gore-tex, ale to na pewno WCIĄŻ niezła membrana.
po drugie: potwierdzam: będzie osobna notka o docieplaczach
4 grudnia 2013 o 10:17 PM
w jakich testach wypada gorzej? możesz podać źródła?
2 grudnia 2013 o 6:54 PM
Piszesz o goreteksie, a nie piszesz nic o innych membranach może nawet lepszych. Nie jesteś obiektywny.
2 grudnia 2013 o 8:57 PM
tak – jestem nieobiektywny – jak przewiniesz na samą górę to zobaczysz podtytuł bloga: „NAKRECHE: o nartach, na wiele sposobów, subiektywnie”. po prostu ja polecam Gore-tex. ale jestem otwarty na dyskusję. pozdrowienia!
3 grudnia 2013 o 9:31 AM
Wywracasz do góry nogami mój pogląd na strój narciarski Rafale. Zawsze kupowałem dobrze ocieplone kurtki i nie zauważyłem znaczącego dyskomfortu z tym związanego…
3 grudnia 2013 o 8:03 PM
Andrew, mówiąc szczerze, osobne warstwy zaczynają naprawdę mieć znaczenie, gdy oprócz zjazdu wykonujesz intensywną aktywność fizyczną: np. podejście skiturowe, skialpinizm, trudne warunki pozatrasowe itd. Wtedy ocieplona kurtka okaże się bardzo niewygodna i po prostu zbyt ciepła. Na normalny, wyratrakowany stok ocieplony Gore-tex na pewno wystarczy. Tak jak pisałem – trzeba tylko grubość ocieplenia wybrać świadomie…
8 grudnia 2013 o 2:52 PM
jesli pada, dobra membrana przyda sie tez na cross-country
Pingback: Izolatory | nakreche
Pingback: Bielizna | nakreche
Pingback: Damskie kurtki narciarskie | nakreche