nakreche

narty, na wiele sposobów, subiektywnie

Gore-tex

11 Komentarzy

Dziś kolejny z cyklu postów „jak zostałem szafiarką”. W poprzednim sezonie o tutaj komentowałem zawartość swojej torebki/plecaka, a dziś porozmawiamy o szczególnym rodzaju membrany: tkaninie Gore-tex wynalezionej przez Wilberta Gore jeszcze w latach 60.

Jeśli istnieją ludzie odporni na marketing – to uważam, że zaliczam się do nich. Zanim kupię jakikolwiek kosztowny produkt – staram się zawsze odsiać papkę, sprawdzić co w produkcie jest dobre dla mnie, porozmawiać ze znajomymi których uważam za ekspertów, poczytać. Podobnie było z porządną membraną. Zanim zacząłem używać Gore-texu – do Wisły napadało dużo śniegu. Moje obawy budził nie tylko sam marketing.

Po pierwsze nie byłem pewien czy Gore-tex będzie wystarczająco oddychający lub wystarczająco wodoszczelny i wiatroszczely. Połączenie tych dwóch cech było dla mnie trudne do wyobrażenia. Myślałem, że albo zaparzę się w Gore-tex niczym w foliowym płaszczu przeciwdeszczowym w lecie, albo że nie będzie on naprawdę wodoszczelny. Podczas deszczu ze śniegiem tradycyjna kurtka narciarska z kiepską membraną namaka jak pampers moich córeczek, po nocy poprzedzonej zawodami „kto wypije więcej wody”.  Po dwudziestu minutach przebywania w takich warunkach, taka pielucho-kurtka zaczyna być ciężka i przestaje chronić od wiatru – i wtedy robi sie naprawdę zimno, nawet gdy temperatura jest powyżej zera.

Po drugie na rynku istnieje sporo Gore-texów nieocieplonych. Zastanawiałem się, jak wpłynie to na mój ubiór, jakie dodatkowe warstwy powinienem założyć i czy jest sens kupować warstwę podobną do foliowej ceraty.

Czy te wszystkie argumenty nie podważają sensu kupna Gore-texu? Cóż… Okazało się, że rzeczywistość jest  sporo lepsza od moich obaw.

wodoszczelne suwaki, duże wywietrzniki pod pachami, spory kaptur, szelki przy spodniach i dużo-dużo kieszeni...

wodoszczelne suwaki, duże wywietrzniki pod pachami, spory kaptur, szelki przy spodniach i dużo-dużo kieszeni wszędzie…

Używam obecnie dwóch Gore-texów (i jak przystało na prawdziwą szafiarkę – prezentuję obok jak wygląda Gore-tex na sobie):

Po pierwsze: lekko ocieplone spodnie Rossignol. Generalnie jestem dość odporny na chłód, więc dodatkowa bielizna pod spodnie ponad standard (czytaj: kalesony) jest dla mnie zbędna w 95% przypadków. O założeniu kalesonów myślę dopiero, gdy temperatura spadnie poniżej 20-25 stopni poniżej zera.

Po drugie: nieocieplona kurtka norweskiej firmy Missing Link. Pod kurtką bielizna sportowa i polar. To dość lekki ubiór i generalnie przy niższych temperaturach (poniżej -10) bez wysiłku fizycznego robi się szybko zimno – więc dobrym rozwiązaniem jest wrzucenie do plecaka jakiegoś dobrego izolatora – np. Primaloft. Jeśli jedziecie długo na nieosłoniętym krzesełku, zatrzymaliście się na jedzenie/odpoczynek przy podchodzeniu ski-turowym, albo czekacie dłużej na helikopter – założenie takiego izolatora na ten czas + pierwsze 5 minut wysiłku jest idealnym rozwiązaniem (o primaloft napiszę zresztą osobną notkę).

W obu przypadkach mój Gore-tex sprawdza się idealnie: jest wodoszczelny, wiatroszczelny a jednocześnie oddycha – przepuszcza na zewnątrz pot w postaci pary wodnej. Duże suwaki w kurtce pod pachami pozwalają bardzo szybko zmniejszyć izolację od wiatru i ochłodzić się w razie potrzeby.

Na koniec kilka rad, na co zwrócić uwagę przy kupnie Gore-texu:

  • Sprawdźcie czy odzież posiada oryginalne metki Gore-tex. Gore-tex  jest sprawdzony i w testach wypada zasadniczo lepiej niż membrany uznanych firm outdoorowych np. North Face czy Marmot.
  • Zastanówcie się ile ocieplenia potrzebujecie. Niech grubość ocieplenia będzie waszym świadomym wyborem, a nie konsekwencją np. ładnego koloru jednego z modeli.
  • Sprawdźcie szczegóły: np.
    • ilość zewnętrznych i wewnętrznych kieszeni (są Gore-texy dla wspinaczy które nie mają kieszeni na ręce),
    • czy suwaki pod pachami są wodoszczelne i czy da się je szeroko otworzyć z obu stron,
    • czy kaptur da się założyć na wasz kask,
    • czy spodnie mają szelki, i przedłużony kołnierz z tyłu chroniący nerki i zapobiegający wsypywaniu się śniegu
Norwegia, kwiecień 2013.

Podejście w Møre og Romsdal, Norwegia, kwiecień 2013. Zielono-niebieski nieocieplony Gore-tex alpinistyczny Sweet Protection, i klasyczny czerwony, również nieocieplony Missing Link.

11 thoughts on “Gore-tex

  1. A co powiesz o Membrain? Poza tym czekam na notkę o puchu gęsim, Primaloft i może Thinsulate? Jakie masz o tym zdanie?

  2. Piszesz o goreteksie, a nie piszesz nic o innych membranach może nawet lepszych. Nie jesteś obiektywny.

    • tak – jestem nieobiektywny – jak przewiniesz na samą górę to zobaczysz podtytuł bloga: „NAKRECHE: o nartach, na wiele sposobów, subiektywnie”. po prostu ja polecam Gore-tex. ale jestem otwarty na dyskusję. pozdrowienia!

  3. Wywracasz do góry nogami mój pogląd na strój narciarski Rafale. Zawsze kupowałem dobrze ocieplone kurtki i nie zauważyłem znaczącego dyskomfortu z tym związanego…

    • Andrew, mówiąc szczerze, osobne warstwy zaczynają naprawdę mieć znaczenie, gdy oprócz zjazdu wykonujesz intensywną aktywność fizyczną: np. podejście skiturowe, skialpinizm, trudne warunki pozatrasowe itd. Wtedy ocieplona kurtka okaże się bardzo niewygodna i po prostu zbyt ciepła. Na normalny, wyratrakowany stok ocieplony Gore-tex na pewno wystarczy. Tak jak pisałem – trzeba tylko grubość ocieplenia wybrać świadomie…

  4. Pingback: Izolatory | nakreche

  5. Pingback: Bielizna | nakreche

  6. Pingback: Damskie kurtki narciarskie | nakreche

Dodaj odpowiedź do nakreche Anuluj pisanie odpowiedzi

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.