nakreche

narty, na wiele sposobów, subiektywnie


13 Komentarzy

Dobry polski puchowy śpiwór: Yeti

pol_pl_Spiwor-puchowy-Yeti-Nora-Dry--82028_2Naturalny kaczy lub gęsi puch to absolutnie doskonały izolator: jest bardzo lekki, bardzo ciepły i pakuje się do doskonale małych rozmiarów. Nie wynaleziono jeszcze sztucznego odpowiednika o tak doskonałych parametrach jak puch. Puch ma tylko jedną, ale poważną wadę: nasiąka wodą i koszmarnie trudno się suszy. No ale jak mawiają niektórzy: „albo śliwki, albo gruszki”.

Z powodów wad puchu, nie używam go w swoich ubraniach: zamiast niego stosuję syntetyki takie jak patentowane Thinsulate czy Primaloft. Nie są tak dobre w izolacji i tak lekkie jak puch, ale schną błyskawicznie a po zmoczeniu lub zawilgoceniu tylko nieznacznie tracą właściwości izolacyjne.

Czasem bywają jednak sytuacje, kiedy puch jest nieodzowny. Jedną z nich jest zapowiadana już przeze mnie akcja #KapitanPlaneta – kiedy to planujemy spędzić w Tatrach noc,  wysoko powyżej linii schronisk i lasów, przy mocno ujemnych temperaturach, by o wschodzie słońca zjechać na nartach do Morskiego Oka. Żeby przenocnować w temperaturze -20 stopni, nie ryzykując hipotermii lub zamarźnięcia, będę potrzebował naprawdę dobrego izolatora – i tutaj puch będzie idealny.

Pamiętacie jak pisałem kiedyś na blogu o tym, że jeżeli to możliwe wybieram firmy, które produkują w Europie, nie wyzyskują dzieci i respektują prawa pracownicze? Że lepiej się czuję, kiedy wiem, że przy produkcji moich nart żaden siedmioletni chińczyk nie stracił palców? Jeśli jak ja – szukacie dobrych puchowych produktów i zależy Wam na wspieraniu europejskiej gospodarki – mam dla Was dobrą wiadomość: jest polska firma, produkująca naprawdę dobre produkty puchowe – mieści się na warszawskiej Pradze i nazywa się Yeti.

Na stronie Yeti mamy pełny asortyment śpiworów: http://www.yeti.com.pl/pl/spiwory-kurtki-kamizelki-puchowe/category/27/%C5%9Apiwory

Jeśli jak ja – stawiacie swoje pierwsze kroki w biwakach zimowych – specjalista w sklepie Yeti z przyjemnością Wam doradzi. Ja akurat miałem kumpla, któremu ufam i który doradził mi. Jego zdaniem dobry puchowy śpiwór w Tatry zimą powinien mieć przynajmniej 900-950 gramów puchu. Daje to możliwość komfortowego przespania nocy w temperaturze -16, oraz temperaturę graniczną -24, poniżej której ryzykujemy hipotermię.

Dokładnie takie parametry spełnia zimowy model Nora Dry, który właśnie kupiłem. Do niego będę musiał sprawić jeszcze jakąś płachtę biwakową, i wyposażenie do spania w górach zimą na jedną noc powinno wystarczyć. (o wyborze płachty będzie kolejna notka – póki co – intensywnie przeglądam net i fora)

Nora w wersji „DRY” ma membranę, która chroni przed wilgocią, i jest wyposażona w bardzo dobry ocieplany kaptur, którym można się otulić. Producent dodaje dwa worki do pakowania śpiwora: jeden bardzo obszerny – do przechowywania śpiwora w domu, w warunkach w jakich puch nie zbije się i nie straci właściwości izolujących. Drugi – znacznie mniejszy do pakowania śpiwora na wyprawy. Śpiwór ma dwustronny zamek który można zasuwać i rozsuwać zarówno od wewnątrz jak i od zewnątrz, z dobrze izolowanymi taśmami. Sprzedawany jest w dwóch wersjach wzrostu: normalnej i wysokiej. Do wyboru są trzy kolory – ja wybrałem pomarańczowego, z daleka widocznego „oczojeba”.

Nie opiszę Wam dziś jeszcze jak śpiwór spisuje się zimą w terenie – w tym celu musicie śledzić bloga w lutym.

Katalogowa cena śpiwora to 1355PLN, ale jeśli jesteście zrzeszeni w jakimś klubie wysokogórskim, który robi hurtowe zakupy – może ona spaść nawet do około 1000PLN.


2 Komentarze >

źródło: TVN meteo

najpierw mróz przyjdzie z płn-wschodu – źródło: TVN meteo

Wygląda na to, że nasza cierpliwość została poddana próbie. Według najróżniejszych modeli pogodowych w ciągu najbliższych dni i tygodni w Europie ma nadejść Duża Zmiana. Modele i prognozy różnią się co do intensywności oraz dokładnego momentu Dużej Zmiany, ale w większości powtarza się następujący schemat:

  • w ciągu kilku dni ma nadejść duże ochłodzenie: w wielu miejscach Europy poniżej -10, w niektórych nocą nawet poniżej -20
  • następnie temperatura nieco się podniesie i nastąpią DUŻE opady śniegu: najpierw Alpy zachodnie, potem wschodnie, następnie Karpaty i Tatry
  • następnie temperatura znowu trochę spadnie
  • i potem będzie sypać już umiarkowanie

To w zupełności powinno wystarczyć by w ciągu 2-3 tygodni „uzdatnić” większość stacji narciarskich w Europie. (Dzisiaj wróciłem z Chopoka: był taki dramat – że lepiej nie pisać). Ciężko powiedzieć czy opady będą na tyle duże by można było zjechać z tras na off-piste już w styczniu – czas pokaże. Śledźmy zatem prognozy i trzymajmy kciuki. Duża Zmiana nadciąga! 🙂


2 Komentarze >

Wydaje się, że pocztówki ładne?

 

 
Ale warunki tragiczne. Trasy bardzo BARDZO oblodzone, niżej wystają kamienie. Tam gdzie nie ma lodu – jest duży tłok. Niestety portale narciarskie są na ich smyczy i pierdolą od rzeczy jak niby jest fantastycznie. Większość tras nie powinna zostać w ogóle otwarta – i jestem przekonany, że w Alpch przy takich warunkach tak właśnie by się stało. Gdybym wiedział jakie są warunki – nie przyjechałbym.  Jutro wracam. 


11 Komentarzy

Styl jazdy na nartach po trasie

Zbieram się do tej notki już jakiś czas, szczególnie, że nawet tu – na blogu spotkałem się z krytyką wrzucając fotki z jazdy ze złączonymi kolanami. Internet znawców ma wielu, więc pozwólcie, że i ja napiszę swoją opinię w temacie, chociaż bardzo chcę uniknąć dyskusji „o wyższości Świąt Bożego Narodzenia nad Świętami Wielkiej Nocy”.

A więc od początku: na ubitych stokach widać ludzi jeżdżących dwoma stylami, lub na sposoby zbliżone do dwóch stylów narciarskich. Podsumujmy je krótko (style, nie osoby):

Styl pierwszy: znacznie bardziej dzisiaj popularny: carving. długi skręt, jazda jak po szynach, w znacznym rozkroku. Tego uczą współcześnie instruktorzy narciarstwa. Tak też jeździ się dzisiaj w pucharze świata.

Styl drugi: coraz mniej liczny na ubitych trasach: klasyczna szkoła narciarska. Kolana razem, kontrola prędkości poprzez uślizgiwanie nart, krótki skręt, dużo bardziej wyprostowana pozycja. Jednym słowem: oldschool.

oldschool vs carving

oldschool vs carving

Umiem jeździć jednym i drugim. A kiedy jeżdżę którym stylem?

  • Na trasie, jeśli jest ranek, idealnie wyratrakowany stok, sztruks i dobra widoczność, a ja mam akurat przypięte jakieś dobre carvery – zdarza mi się jeździć carvingiem, szczególnie na czerwonych trasach przy znacznych prędkościach. Taki carving sprawia sporo przyjemności, i szczególnie z dobrej twardej i długiej narty jesteś w stanie wycisnąć więcej, niż gdybyś jezdził klasycznie. Kiedy wchodzę w zakresy powyżej 70kmh a moje freerideowe narty zaczynają niebezpiecznie wibrować – dobry twardy carver, wypięta dupa i jazda „na tramwaj” to jest to. Należy dodać, że aby taka jazda była bezpieczna na stoku musi panować dodatkowo dobra widoczność i nie może być tłumu. Oceniam, że warunki sprzyjające tej technice panują średnio w nie więcej niż 5% czasu spędzonego na nartach na trasach.
  • Poza trasą, w puchu, szreni, na firnie, w gipsie nie masz wyboru. Jeśli nie umiesz jeździć klasycznym, krótkim skrętem – nie masz szans. Wypięte dupsko i rozkraczone nogi znacznie pogorszą twoją sytuację. Przy bardzo mocnych kolanach możesz próbować carvingu na twardszym firnie, o ile do tego stok jest wystarczająco szeroki na twoje długie skręty. Poza tym jednym wyjątkiem poza trasą rządzi oldschool.
  • Jeśli na trasie panują kiepskie warunki, są spore muldy, oblodzenia, kawałki kopnego śniegu, a w dodatku stok jest ostry – mamy wtedy warunki które oddzielają chłopców od mężczyzn. Naprawdę wąska, bardzo wąska grupa ludzi potrafi jeździć w takiej sytuacji carvingowo. Większość carvingowców idzie do knajpy, a gdy muldy stają się zbyt wysokie, by przecinać je długim skrętem, ostatni i najbardziej zatwardziali z nich przełączają się na krótki skręt i zbliżają do siebie kolana niczym dziewice.
  • Jeśli na stoku panuje tłok lub jest kiepska widoczność – automatycznie zwalniam i rezygnuję z carvingu, bo carving – oznacza dla mnie duże prędkości, a wolny carving to żadna przyjemność. Widziałem na stokach sporo wypadków powodowanych przez bezmyślnych idiotów jeżdżących carvingowo z prędkością, która nie odpowiadała warunkom. Przy znacznych wychyłach w stylu carvingowym sporo czasu nie jedziesz w dół stoku, a w poprzek: od lewej do prawej, mając przy tym dużą prędkość. Jeśli jest dużo ludzi, o niebezpieczny wypadek w tej sytuacji naprawdę nietrudno.

A Wy? Jakim stylem jeździcie?


4 Komentarze

Prezent dla narciarza, dla faceta – pod choinkę

gift box over white background 3d illustrationPo pierwsze: ten post nie jest sponsorowany. Po drugie: nie dotyczy tylko szaleńców zjeżdżających poza trasą, ale wszystkich narciarzy. Po trzecie: jest odpowiedzią na przerażone oczy kobiet w centrach handlowych i sklepach narciarskich i wrednych sprzedawców starających się im wcisnąc to z czego będą mieć największą prowizję.

A więc nie polecę Wam konkretnych modeli nart, czy gogli – co do których każdy ma swoje preferencje i oczekiwania, a nie znając ich – ciężko je spełnić. Poniżej przedstawiam Wam zatem cztery rzeczy z bardzo szerokiego zakresu cenowego (od 50 do 1000PLN), z których każdy facet/narciarz powinien być zadowolony.

  • Wodoodporne/śniegoodporne etui na telefon – przyda się zawsze. W zależności od modelu – ceny na allegro i amazonie zaczynają się od 50PLN. Jeśli możesz wydać trochę więcej – kup firmę Otterbox lub Lifeproof z zewn. baterią. Sama wybierz kolor – będziesz coś z tego miała 😉
  • Bielizna z merynosow – bardzo ciepła, antybakteryjna, szybkoschnąca: więcej pisałem już o jej zaletach tutaj. Cena porządnej, czystej wełny bez syntetyków to wydatek od ok. 200PLN. Miejsce: sklepy narciarskie. W zależności od budżetu możesz kupić samą koszulkę, albo zestaw z kalesonami.
  • Zegarek Suunto model Vector można dostać już za 500PLN – ma wysokościomierz, kompas i duży, czytelny wyświetlacz. Do tego wytrzymała bateria (inaczej niż w zegarkach wyposażonych w GPS, których nie polecam). Możesz również wybrać wersję kolorystyczną. Innym polecanym modelem jest również model Core – trochę droższy, ale mniej toporny dizajn i dokładniejszy wysokościomierz.
  • Kamera Gopro Hero4 Session. Od poniedziałku, 7 grudnia będzie mega promocja na wersję Session za 999PLN (do dziś cena to 1350PLN). Session to skok jakościowy w kamerach – pełna integracja ze smartfonem, tryby HD i slowmotion. Będzie mógł zamontować swoje Gopro na kask albo kijek i kręcić fajne filmy.

A Wy? Dodalibyście coś do tej listy?


2 Komentarze

No i przyszła zima

Zima zaczęła się dla mnie nietypowo: zamiast na stoku - wylądowałem na lodowisku

Zima zaczęła się dla mnie nietypowo: zamiast na stoku – wylądowałem na lodowisku

Wszelkie jej oznaki już widać… Śnieg z deszczem sypał już w wielu miejscach w Polsce, w kalendarzu od dwóch dni grudzień. Ostatnio skrobałem szyby w aucie, no i wreszcie otworzyli lodowisko na Narodowym. Przeniosłem chyba część swojego uwielbienia do zimy na swoje córki – bo nawet one zwierzyły mi się ostatnio, że ich marzeniem jest „żeby wreszcie była zima, śnieg, lepienie bałwana i narty z tatą”.

Przed sezonem udało się złapać kilku fajnych sponsorów (jeśli czytaliście bloga – to sami wiecie) i zgromadzić trochę środków na wyjazdy. Mimo to w tym roku zaczynam swój sezon późno, bo pewnie w ostatnich dniach grudnia gdzieś w Polsce. Potem w styczniu Japonia – skorzystaliśmy z Rafałem z promocji Lotu i nowego połączenia do Tokio. Luty to plany tatrzańskie: najpierw kontynuacja nauki moich córek (jeśli ktoś ma ambicję sam uczyć swoje dzieci jeździć – odsyłam do notki z ubiegłego roku: https://nakreche.com/2015/02/02/nauka-dzieci-jazdy-na-nartach/ ), potem operacja #kapitanplaneta i nocleg wysoko w Tatrach z Marcinem. Na marzec udało mi się dostać w promocji bilety do Szwajcarii. A na przełomie kwietnia i maja wybieram się za koło podbiegunowe do Laponii. Jeśli dopisze pogoda i zapnie się budżet – mam nadzieję na jakieś Heli na zamknięcie sezonu.

Poza tym, zrzuciłem całe 7kg i czas nadszedł, by oprócz diety zacząć intensywniej ćwiczyć i zbudować formę. Nie tylko nogi ale też core, by – jak mawia Kuba – w czasie skoków na fotkach nie wyglądać jak worek kartofli.

Równolegle do planów na sezon toczą sie moje plany wydawnicze. Mam gotowe około 60% objętości docelowej książki – powstały bardzo osobiste rozdziały, których nie zdecydowałem się opublikować tu na blogu. W głowie rysuje się wyraźny plan na dokończenie całości książki. Wiążę z tym duże nadzieje – cholernie chciałbym, by coś z tego wyszło. Gdyby się udało – to wszystko co robię nabrałoby dla mnie jakiegoś nowego wymiaru… sensu… Rozmowy z czołowym polskim wydawnictwem podróżniczym są bardzo zaawansowane – ale umowy wciąż nie ma. Czas pokaże jak potoczy się dalej ten wątek.

Zrobiłem jakieś zakupy sprzętu – postaram się to opisać jeszcze w grudniu – tu na blogu. Zaglądajcie!