Rok temu mieliśmy sporo szczęścia: w Dizin, a potem na Tochal pojawiliśmy się po sporych opadach śniegu i akurat wyszło słońce. Całymi dniami zakładaliśmy pierwsze ślady na różnych górkach. W zasadzie bez przypinania fok, może czasem tylko mały trawers z wyciągu i puch-puch-puch non-stop (i to taki prawdziwy).
Tym razem, po pierwsze przyjechaliśmy 5-6 dni za późno. Śniegu jest sporo, ale od ostatniego opadu słońce i wiatr zdążyły już trochę zniszczyć stoki. Po drugie jednak jest więcej freeriderów i większa konkurencja o pola świeżego śniegu. O ile Irańczycy, i liczni tu jak zwykle Ruscy raczej rzadko zjeżdżają z tras, o tyle spotkaliśmy trzy komercyjne grupy freeride: dwie Niemców (2 x 6 osób), jedną Słoweńców, a do tego paru Brytoli. Po rozmowie z niemieckimi przewodnikami IVBV okazało się, że w ubiegłym roku byli tu na rekonesans sami – rozpoznać teren, a w tym przyciągneli już tuzin ludzi. Plany pokrzyżowały im trochę krwawe protesty w Teheranie w grudniu – po których sporo osób odwołało swój udział w wyjeździe. Oprócz tego wiem, że paru moich znajomych z Polski było w Dizin niezależnie od siebie, w tym sezonie parę tygodni temu. Kilkoro innych będzie tu od soboty. Hotel, który w ubiegłym roku świecił pustkami, w tym ma niemal pełne obłożenie.
Myślę sobie, że trend się utrzyma. Jeśli przez kolejny rok będzie tu względny spokój należy liczyć się z kolejnymi komercyjnymi grupami w górach Elburs, co wcale mnie nie zdziwi.
Dlatego jeśli wybieracie się do Iranu w tym lub kolejne sezony: weźcie foki. Być może trzeba będzie odchodzić dalej od wyciągów by pojeździć na nietkniętych przez nikogo stokach i zakładać pierwsze kreski.
A żeby nie było zbyt pesymistcznie, poniżej fotka: Dizin 2018!
A jeśli jesteś tu pierwszy raz, to cała podróż do Iranu z ubiegłego sezonu wraz z video, radami, cenami itd – TUTAJ