nakreche

narty, na wiele sposobów, subiektywnie


2 Komentarze

Poza trasą: to jak jest z tą mapą?

Mamy na rynku super urządzenia: ipady, iphone’y, androidy. Urządzenia z wyświetlaczami wysokiej rozdzielczości i wyposażone w GPS i kompas – wydawałoby się, że powinny z powodzeniem być w stanie zastąpić papierowe mapy a nawet je przebić przy uprawianiu freeride czy turów. Dzięki GPS i kompasowi – lokalizacja na mapie byłaby przecież dużo łatwiejsza, szybsza i nie wymagała umiejętności zorientowania mapy. Wyświetlacz wysokiej rozdzielczości pozwala na wyświetlanie mapy z taką ilością szczegółów jak papier. Obudowy wodoodporne na te urządzenia pozwalają na obsługę ich w warunkach padającego śniegu, deszczu, również gdy urządzenie wypadnie w śnieg – nie powinno mu się nic stać.

Czy zatem można olać papierową mapę przy eskapadach poza trasę? Czy samemu używam tych urządzeń?

Hmmm. Moim zdaniem – jeszcze nie jesteśmy na tym etapie. Z kilku powodów:

Pierwszy to: MAPY. Mamy możliwość korzystania z dwóch rodzajów map: topograficzne wektorowe ze źródeł takich jak np. OpenCycleMap – dobrą aplikacją jest tutaj MotionX GPS – pozwala ściągać taką mapę offline. Można też swoją papierową mapę wskanować i skalibrować w aplikację typu Bit Map (odpowiednik Ozi Explorera).

Niestety oba rozwiązania są słabe: wektorówka topo nie ma wystarczającej ilości szczegółów, jest mało dokładna, w skrajnych przypadkach może zabraknąć na mapie jakiegoś małego urwiska, skał czy jaskini. Zaś wskanowana mapa przy powiększeniu 1:1 pokrywa zbyt mały obszar, a przy oddaleniu jest mało czytelna. Jeśli jesteśmy naprawdę daleko od utrzymanych tras (i nie mówię o miejscach takich jak Tatry, gdzie w zasadzie osoba która zna je dobrze może zostawić mapę w ogóle w domu), i korzystamy z mapy 1:25000, potrzeba nam całkiem sporego obszaru, aby zaplanować dobrze a potem zweryfikować trasę podejścia czy zjazdu.

Drugi problem: liczy się ROZMIAR (jak zawsze). Ekran telefonu jest zbyt mały, żeby pokazać w sensownej skali wystarczająco duży obszar mapy – nawet gdy jest to Samsung Galaxy. A przy rozmiarach typu iPad Mini, Samsung Note czy większych – jest niewiele lepiej z wielkością dostępnego obszaru na mapie, a zaczyna już być problem ze schowaniem urządzenia do kieszeni. Chowanie go do plecaka przy każdym zajrzeniu w mapę również jest dyskwalifikujące. Papierowa mapa bez problemu chowa się do kieszeni i w kilka sekund rozkładamy ją do pożądanego rozmiaru, bez odpinania pasów biodrowego i barkowego, zdejmowania plecaka, otwierania go i włączania urządzenia i aplikacji.

Trzeci problem: BATERIA. Bez problemu zniesie kilka godzin używania GPS, ale raczej nie więcej. Przy jeździe przez cały dzień – pod koniec może być znaczący problem z baterią, szczególnie jeśli używamy urządzenia również do robienia fotek, filmów, rejestracji trasy/szybkości, czy rozmów telefonicznych.

A co musi się stać, żeby zacząć używać urządzeń mobilnych i zostawiać mapę w domu? Moim zdaniem przede wszystkim muszą powstać dobre wektorowe mapy ze szczegółami odpowiadającymi rastrowym mapom 1:25000. Zakładam, że takie mapy nie będą za darmo, ale ludzie wybierający się w teren na tury czy freeride zapłacą za dobre i dokładne mapy topograficzne.

Czy zatem zostawiam swojego iPhone’a w plecaku? Nie. Traktuję go jako uzupełnienie. Jak już mówiłem, aplikacja MotionX rejestruje trasę, prędkości – i robi to nieźle. iPhone zapakowany w pancerną obudowę Otterbox jest odporny na śnieg czy deszcz. Ale póki co – to jednak jest tylko gadżet i nie widzę opcji, aby mógł zastąpić w pełni starą, dobrą papierową mapę.

screenshot: Bit Map (kompatybilny z mapami z Ozi Explorera) – zeskanowane mapy rastrowe:

screenshot: MotionX GPS – wektorówki:


Dodaj komentarz

Kasprowy: trzecia droga i tury na Kopę Kondracką

Pisałem ostatnio o jeździe w Kotle Goryczkowym. Kasprowy – to rzeczywiście najlepsza górka w Polsce, ale co zrobić jeśli komuś nudzi się jazda  góra-dół po obu stronach i chce trochę więcej emocji? Jest na to rada: to off-piste z Kasprowego „trzecią drogą” – tzn. w Świńską Dolinę. A dodatkowy wariant jaki zrobiliśmy tego dnia, to podejście na Kopę Kondracką na fokach i turowym sprzęcie.

Droga nie jest bardzo trudna i jeśli jeździliście już poza trasą – nie powinien to być duży problem. Odradzam jednak ten szlak dla osób zupełnie początkujących, które nigdy nie jeździły poza trasą nawet, jeśli świetnie radzą sobie na najstromszych ubitych trasach w Alpach. Trasę tę robiliśmy jakieś 4-5 lat temu. A wygląda ona następująco (kolor różowy – podejścia, kolor zielony – zjazd):

mapa zjazdu z Kasprowego i podejścia na Kopę Kondracką

mapa zjazdu z Kasprowego i podejścia na Kopę Kondracką

Kluczowa sprawa, to siódma rano pod kolejką na Kasprowy Wierch: do Kuźnic nie dowiezie Was wtedy żaden busik, więc trzeba się szarpnąć na taksówkę. To bardzo ważne, żeby nie ustawił się już ogon na pół godziny – a tak często bywa o 7:30 kiedy rusza na górę pierwszy wagonik. A więc bez śniadania, pod kolejką, zwarci i gotowi ze sprzętem. Śniadanie możecie zjeść na Kasprowym – pyszna jajecznica na słoninie – bardzo polecam.

Na początku nie ma potrzeby przypinać fok, a wiązania turowe również w pozycji zablokowanej. Jeśli nie zamierzacie robić wariantu podejścia na Kopę – możecie generalnie użyć tylko sprzętu zjazdowego. Drogę rozpoczynamy jadąc kawałek regularną trasą która prowadzi do Kotła Goryczkowego. Trasę opuszczamy w miejscu gdzie zakręca o 180 stopni w prawo. Przechodzimy przez liny zabezpieczające i jedziemy granią w kierunku Goryczkowej Czuby. Mijamy trochę bokiem Pośredni Wierch Goryczkowy i dojeżdżamy do miejsca z którego można zjechać w Świńską Dolinę. W tym miejscu z reguły mocno wieje wiatr, i bardzo istotne jest zagrożenie obrywającymi się nawisami śniegu – nie chcecie zapewne skończyć jak ten Pan z Warszawy. Nie chcecie się też pomylić i zjechać na Słowację. Z tych wszystkich powodów dobrze przynajmniej za pierwszym razem wziąć przewodnika albo kogoś kto tamtędy jechał. Nie musimy wtedy polegać na samej mapie – szczególnie przy kiepskiej pogodzie może być trudno trafić. Zjazd w Dolinę Świńską – to już czysty freeride i wszelkie przyjemności temu towarzyszące. Tu fotka:

kopa1

Kiedy dojedziecie do Hali Kondratowej możecie dalej jechać w dół do Kuźnic… Tak jak pisałem – byliśmy na sprzęcie turowym, a w planach mieliśmy wariant skiturowy na Kondracką Kopę. Zjazd i podejście dobrze widać na mapie. A dwie fotki poniżej zrobione na są Hali Kondratowej: przypinamy fotki, a potem ruszamy w górę na Kopę.

kopa2

kopa3

Oczywiście nie muszę chyba przypominać Wam o pełnym sprzęcie lawinowym: sonda, nadajnik, łopata – to absolutne minimum. Wydaje się, że trasa nie jest zbyt wymagająca do podejścia i sprzęt typu raki czy czekan można zostawić w domu, chyba że idziecie naprawdę późną wiosną po zmrożonym śniegu: wtedy trasę można skrócić i wchodzić pod górę po stromym z nartami na plecach i w rakach na butach. Do wszystkiego oczywiście obowiązkowo naładowana komórka, mapa, kompas, GPS. Szerzej o sprzęcie już pisałem tutaj – zachęcam do przeczytania. I to chyba tyle w temacie notki.


Dodaj komentarz

Ski-touring w Tatrach: Morskie Oko i Mnichowe Plecy

Dziś coś z rodzimego podwórka: skitury na Mnichowe Plecy i zjazd do Morskiego Oka. Dla tych, co znają Tatry – to pewnie standardowa trasa. Dla tych co nie znają – warto spróbować. Ja uważam się za początkującego amatora ski-turingu i na tej trasie czułem się super. Mapa wygląda następująco (podejście zaznaczone jest na różowo, zjazd na zielono):

Parametry trasy: Różnica poziomów: około 700 metrów. Czas podejścia: około 4 godziny, czas zjazdu do jeziora: poniżej 20 minut, potem trawers jeziora i zjazd do parkingu – nie więcej niż pół godziny.

Początek na parkingu i już tam można zapiąć narty bez fok – stamtąd bardzo łagodne podejście do schroniska nad Morskim Okiem. W schronisku porządna jajecznica i ruszamy dalej. Na fotce poniżej obok schroniska Mnich (czubata górka po środku zdjęcia) wygląda bardzo stromo i skaliście – dlatego na jego plecy wchodzimy „od tyłu“ (jak to na plecy) – i tamtędy można podejść całkiem wysoko bez sprzętu asekuracyjnego:

Przecięcie Żlebów: Marchwicznego, Urwanego i Szerokiego – to miejsce schodzenia lawin: trzeba tam uważać. Na fotce widać, że co wyrośnie – to co jakiś czas jest koszone przez mniejsze czy większe lawiny. W tle widać Morskie Oko. Najbezpieczniej robić ten trawers rzecz jasna przy jedynce-dwójce. Nie zawsze jednak są tak komfortowe i stabilne warunki do poruszania. Słaba trójka bez przewodnika to już jakieś ryzyko. Na mocną trójkę bez przewodnika chyba bym się nie porwał sam:

W pobliżu Mnichowego Kotła jest już zbyt stromo, żeby wchodzić w linii prostej nawet z fokami i harszlami – jak widać robimy zygzaki:

A to już zjazd z pleców – nie dalej niż 100 metrów od szczytu:

Tutaj znowu w kotle, ale tym razem zjazd trochę z innej perspektywy:

A tutaj już ostatnia fotka i trawers po powierzchni Morskiego Oka – to był fajny dzień!


5 Komentarzy

Zawartość plecaka i sprzęt

Generalnie nie jestem gadżeciarzem ani onanistą sprzętowym, ale ponieważ było od Was wiele pytań (uśmiech) dotyczących zawartości mojego plecaka i sprzętu jakiego używam – otwieram się przed Wami niczym książka z której możecie wszystko przeczytać i opisuję niniejszym cóż takiego wożę ze sobą na freerajd…

zawartość plecaka

zawartość mojego plecaka

A ZATEM:

Typowy freerajdowy plecak Rossignol „na jeden dzień”. Pojemność: 35 litrów. Ma mocowanie do nart po obu stronach i wbudowaną osłonę na kręgosłup: tzw. „żółwia”, wygodny, szeroki pas biodrowy, a sam jest stosunkowo wąski i nie krępuje ruchów rękami (np. do tyłu) podczas jazdy. Czemu nie jest to plecak lawinowy z ABS? Ano dlatego, że przeżyłem koszmarne problemy z przewozem ABS’a samolotem (ma w sobie małe ładunki pirotechniczne). ABS’a wypożyczam zatem na miejscu jeśli istnieje taka potrzeba.

Trzy-antenowy detektor lawinowy Backcountry Access Tracker2. Wielokrotnie przetrenowany i obtestowany (również na czas). Sygnalizuje odległość i kierunek do zasypanej ofiary na wyświetlaczu LED. Czemu wybrałem staroświecko, wręcz topornie wyglądający LED? Po pierwsze w przeciwieństwie do wyświetlaczy LCD – diody LED są widoczne bez problemów w najjaśniejszym słońcu, po drugie w ekstremalnym zimnie LCD naprawdę wolno działa, powoli przełączają się w nim kryształy – co może dać zafałszowany wynik i przedłużyć akcję poszukiwawczą, a LED zawsze reaguje natychmiast bez względu na temperaturę. Tracker2 jest kompatybilny ze wszystkimi detektorami na rynku – działa na częstotliwości 457 kHz.

Lekka aluminiowa łopata BCA ze zdejmowanym trzonkiem. Łopata w plecaku to sprawa kluczowa. Śnieg w lawinisku jest bardzo często zbyt zbity aby efektywnie kopać rękami czy nartą: łopata to jedyny ratunek dla zasypanych, pomijając nawet czas kopania łopatą w porównaniu do innych metod. A wg. różnych badań kopanie śniegu rękoma, o ile w ogólne możliwe, jest przynajmniej pięć razy wolniejsze od kopania łopatą. Jeśli założymy, że łopatą wykopiemy wysondowanego kolegę w 10 minut – to rękoma zajmie nam to 50 minut, a kolega dawno się udusi. Kolejna ważna sprawa: łopata nie może być plastikowa, bo się złamie.

Lekka, aluminiowa sonda lawinowa Ortovox o długości 240 centymetrów. Posiada systemem szybkiego montażu umożliwiający złożenie w ciągu kilku sekund. Warto nauczyć się nią dobrze posługiwać i odróżniać zakopany plecak od skał, kamieni ale też np. od kosówki rosnącej pod śniegiem – co już nie jest wcale trywialne. Nic więc nie zastąpi treningu sondą w terenie.

Latarka / czołówka BlackDiamond Spot posiadająca dwa rodzaje diod LED: skupione z zasięgiem 70 metrów oraz rozproszone bliskiego dystansu. 70 lumenów i ponoć aż 200 godzin czasu pracy na bateriach. Mam ją od niedawna na awaryjne sytuacje, po różnych nieciekawych przygodach na Alasce.

Kamera: GoPro Hero HD2. Czasem wożę dwie takie kamery (i od razu podziękowania za pożyczanie drugiej: Bartek, Filip – dzięki!). Klipsy do montowania kamery: na kasku (dwa) i narcie (dwa). Naprzemienne ujęcia z dwóch kamer są o wiele ciekawsze i dają się fajnie montować.

Porcja energii: czasem żelowy baton energetyczny, czasem żel w saszetkach, czasem zwykła czekolada. W dzikszym terenie może przydać się kilka porcji na zapas.

Raki BlackDiamond: półsztywne, lekkie, aluminiowe, 10 kolców. Nie nadają się co prawda na chodzenie po kamieniach czy piargach – ale na lodowiec albo zmrożony śnieg są idealne, a przy tym są dużo lżejsze niż stalowe. W terenach takich jak puch czy głęboki śnieg zamiast raków – foki pod narty.

Folia termiczna NRC: odbijająca promieniowanie cieplne – w sytuacjach ekstremalnych chroni przed szokiem termicznym, zapobiega wychłodzeniu i hipotermii. Pamiętamy na pewno wszyscy – w warunkach zimowych: srebrny kolor *do wewnątrz*.

Sucha ciasna czapka ZARA (do założenia zamiast kasku) i suche skarpetyMarks&Spencer. No dobra, żartuję. To nie blog Kasi Tusk. Producent czapki i skarpet: nieznany.

Telefon/GPS/zapasowy kompas: Apple iPhone w pancernej obudowie Otterbox Defender. Z reguły podstawowa aplikacja to MotionX GPS z załadowanymi mapami topo terenu w którym jeżdżę. Nie zastąpi jednak na pewno papierowej mapy. Przydatny również jako gadżet: np. rejestrator prędkości i trasy albo jako kolejna kamera/aparat. Sam moduł telefonu przydaje się w Tatrach czy Alpach. W bardziej dzikich terenach jest raczej bezużyteczny i niezbędna jest krótkofalówka.

Buff. Zawsze dogryza mi Bartek jak widzi jak w nim biegam. W sumie, to przez buffa na głowie chyba wstydzi biegać się ze mną, bo Bartek jest bardzo trendy a ja w buffie wyglądam jakbym utknął w okolicach roku 1988. A po co buff na freerajd? Np. zamiat kominiarki podczas jazdy w prawdziwym puchu. Albo zamiast szalika. Albo czapki. Poza tym mój buff, to buff sentymentalny kupiony daleko za kołem podbiegunowym w Laponii – lubię go! Nawet jak macie swojego Bartka, który się z Was śmieje: polecam Wam buffa.

Zapasowa, zewnętrzna bateria do telefonu/GPS’a. Pojemność 2000 mAh. Daje jeden pełny charge iPhone’a (no może w zimnie prawie pełny). Tego również nauczyło mnie doświadczenie: ta bateria jest absolutnie krytyczna i zawsze naładowana. Niestety ciężka: waży prawie pół kilo.

Zegarek Suunto Vector wyposażony w kompas i wysokościomierz barometryczny (a więc znacznie dokładniejszy niż GPS), z dużym czytelnym wyświetlaczem. Kupiony dobre 8 lat temu i używany z powodzeniem i dużym pożytkiem. Należy tylko pamiętać o porannej kalibracji wysokościomierza, a będzie dawał niezawodne odczyty przez cały dzień bez fluktuacji i niepewności wskazań: dzięki niemu można odnaleźć właściwą sobie poziomicę na mapie w kilka chwil.

Mapa topograficzna: idealnie w skali 1:25k, ewentualnie 1:50k. Inne skale – raczej bezużyteczne.

Nieduży nóż szwajcarski. Trzeba pamiętać o wyjmowaniu z plecaka przed przelotem samolotem.

Power Tape: zastosowanie wydaje się oczywiste do np. przerwanej kurtki/spodni, sklejenia plecaka, etc. Co ciekawe kolega-przewodnik zastosował ją na mnie samym, kiedy używałem pożyczonych butów do ski-turów, które zaczęły mnie obcierać: ważne wtedy, aby użyć taśmy zanim pękną bąble i zejdzie naskórek: jest wtedy szansa na w miarę bezbolesną kontynuację podejścia. Power Tape może pomóc też w sytuacjach krytycznych od opatrunków, przez konstrukcję usztywnień do ratowania życia włącznie.

Do tego jakieś picie, prowiant i chyba tyle…