Tym razem zupełnie nie-narciarsko. Chciałem Wam dziś napisać o przeuroczej dzielnicy Bellavista w Santiago – mieszkam tu! Nie sposób pisać o Bellavista nie zaczynając od noblisty Pablo Nerudy – narodowego wieszcza Chile – bardzo tutaj uwielbianego, nazywanego przez wielu (nie tylko Chiliczyków) największym poetą wszchczasów… Moja znajomość poezji kończy się w zasadzie na Gałczyńskim i Szymborskiej, ale mimo to zaryzykuję i zanim opiszę wam Bellavistę – wkleję tutaj ostatni wiersz z cyklu „Dwadzieścia poematów o miłości i jedna pieśń rozpaczy”, w tłumaczeniu Demonique:
Mogę pisać wiersze najsmutniejsze tej nocy.
Pisać na przykład: „Ta noc rozgwieżdżona,
i drgają błękitne gwiazdy w oddali”.Nocny wiatr krąży po niebie i śpiewa.
Mogę pisać wiersze najsmutniejsze tej nocy.
Kochałem ją i czasami ona też mnie kochała.W takie noce jak ta miałem ją w ramionach.
Całowałem ją tyle razy pod niebem bezkresnym.Ona mnie kochała, czasami ja ją też kochałem.
Jakże nie było kochać jej wielkich zapatrzonych oczu .Mogę pisać wiersze najsmutniejsze tej nocy.
Myśleć, że jej nie mam. Żałować, że ją straciłem.Słuchać nocy ogromnej, jeszcze ogromniejszej bez niej.
A wiersz spada na duszę jak na łąkę rosa.Cóż, moja miłość nie mogła zatrzymać jej.
Noc jest rozgwieżdżona, a ona nie jest ze mną.To wszystko. Daleko ktoś śpiewa. Gdzieś daleko.
Moja dusza nie może się pogodzić z tym, że ją straciłem.Jakby dla przybliżenia jej, mój wzrok jej szuka.
Moje serce jej szuka, a ona nie jest ze mną.Ta sama noc jak przedtem bieli te same drzewa.
My, ci jak wtedy, już nie jesteśmy ci sami.Już jej nie kocham, to pewne, ale jakże ją kochałem.
Mój głos szukał wiatru, aby dotknąć jej słuchu.Z innym. Będzie z innym. Jak przed moimi pocałunkami.
Jej głos, jej jasne ciało. Ich oczy bezkresne.Już jej nie kocham, to pewne, ale być może ją kocham.
Tak krótka jest miłość, a tak długie jest zapominanie.Że w takie noce jak ta miałem ją w swoich ramionach,
moja dusza nie może się pogodzić z tym, że ją straciłem.Chociaż to byłby ostatni ból, jaki mi sprawia,
i to są ostatnie wiersze, jakie z nim piszę.
Fajne, prawda? Neruda posiadał w Bellavista dom nazwany La Chascona (wolne tłum. „Kołtun” – na cześć włosów jego kochanki – adres Fernando M. de la Plata 192), który jest miejscem pielgrzymek jego fanów z całego świata. Ale Bellavista to nie tylko Pablo Neruda. Bellavista to też zagłębie całej artystycznej bohemy, galerii, wystaw, ale też knajpek, restauracji, klubów, street art i street food. Dla większości mieszkańców Santiago, Bellavista to też synonim imprezy – bo Bellavista nie śpi nocą… Hałas dobiega właściwie zewsząd: uliczni grajkowie na gitarach, głęboki bas z klubów, gitary i bębny z hosteli, gwar tłumu przelewającego się przez ulice, czy latynoskie rytmy ze szkół samby czy salsy.

Murale w Bellavista to nieodłączny element krajobrazu. Pomalowane są kluby, knajpy ale też zwykłe domy czy nawet garażowe bramy…
Nie dane było mi jednak posmakować całonocnych imprez w Bellavista. Dzięki kombinacji choroby po zmianie czasu oraz zamiłowania do nart – padałem do łóżka codziennie po 21, i wstawałem między 5 a 6 rano. Nie wiem jak przespałbym te noce bez zatyczek do uszu wygrzebanych w dramacie z apteczki, a kupionych jeszcze z myślą o chrapaniu Rafała na norwskiej łajbie ponad rok temu. Na szczęście, zatyczki zrobiły swoje – i jeśli myślicie o mieszkaniu w jakimkolwiek hostelu w Bellavista – a nie zamierzacie imprezować każdej nocy – pamiętajcie, że są absolutnie nieodzowne. Każdego poranka, pakując przed siódmą sprzęt narciarski do auta, widziałem zdziwione miny ludzi wracających do hostelu po całej nocy wrażeń…
Ale dzięki temu włóczyłem się godzinami po uliczkach i zakamarkach w dzień, po powrotach z nart, o 15 czy 16, kiedy Bellavista jest jeszcze senna. Bo to w sumie zabawne: Bellavista niczym jej mieszkańcy – tak żywa nocą, jest tak samo senna i cicha w dzień w porównaniu do reszty hałaśliwego Santiago, jakby rzeczywiście musiała regularnie odsypiać tę conocną imprezę. Restauratorzy rozstawiają stoliki z kartą śniadań, grubo po pierwszej po południu, i dopiero od godz. 18 Bellavista zaczyna się budzić… O 21 zaczynają się zapełniać restauracje, choć w klubach jest jeszcze zupełnie pusto.
Na szczęście Bellavista nie jest ZBYT turystyczna… Owszem: jest kilka sklepów z pamiątkami, kilku operatorów tourów, ale póki co, to zdecydowanie dzielnica dla lokalsów, dla mieszkańców Santiago, którzy przychodzą tu zjeść, wypić i się pobawić. Mi kojarzy się z podobnymi dzielnicami światowych stolic: Gazi w Atenach, nowojorskim Brooklynem czy choćby Starą Pragą w Warszawie. Szkoda tylko, że jak w przypadku innych podobnych miejsc, Bellavista stanie się zapewne za kilka lat mainstreamowa. Czynsze pójdą w górę, drogie restauracje zajmą miejsce tanich, developerzy wstawią swoje plomby ze szkła, a artyści będą zmuszeni wynieść się gdzie indziej… Dlatego o ile jesteście w Santiago – koniecznie pojedźcie czerwoną linią metra do Baquedano i zobaczcie Bellavistę taką jak jeszcze jest teraz!
21 sierpnia 2014 o 8:21 PM
Pan jest taki romantyczny
22 sierpnia 2014 o 7:17 AM
Cholera, czemu tyle ludzi mowi mi tu per Pan?! Nie jestem az taki stary!
22 sierpnia 2014 o 8:15 AM
Hmmmm,pierwszy raz czytałam Nerude,pasuje do tego rozdziału.
23 sierpnia 2014 o 7:55 AM
ja też pierwszy raz! 🙂 ale jak się jest w Santiago – to trzeba! 🙂
22 sierpnia 2014 o 2:22 PM
Cudny wiersz,! Chyba najlepszy z calej serialowej 20stki. I tak ‘inny’ od no.1 😉
‘like’
23 sierpnia 2014 o 7:54 AM
🙂 rzeczywiscie jest inny… ale jak poczytałem też inne jego wiersze, to bywa trochę zbyt dosłowny moim zdaniem…. np mówi do kochanki „jesteś naczyniem przeznaczonym dla mnie” – nie jestem do tego przekonany 🙂 ale jak mówiłem – na poezji słabo się znam 😉
25 sierpnia 2014 o 9:04 AM
Taka potega wierszy. Mozna napisac co nie wypada a potem zakryc sie metafora.. 🙂 GL!
Pingback: Odcinek #1: Chile | nakreche