Trudność

„Chrystus Odkupiciel” to wcale nie najtrudniejsza droga w Chile… jest po prostu uczęszczana i znana…
Nie twierdzę, że chilijskie drogi są najtrudniejsze na świecie. Nie byłem przecież na całym świecie. Wiem natomiast, że górskie chilijskie drogi są zdecydowanie najtrudniejsze spośród tych wszystkich górskich dróg, którymi kiedykolwiek jechałem. Jeśli porównacie ekstremalne chilijskie serpentyny np. z podjazdem pod sam lodowiec w Soelden latem, z trawersem Kaukazu z Tbilisi do Władykaukazu, z przejazdem przez przełęcz Arlberg, albo ze zjazdem do Valdez na Alasce – to nie ta liga kochani. Te wszystkie miejsca są wymagające, ale to jest nic w porównaniu z serpentynami, którymi jeździłem tutaj – w Chile.
I nie piszę tu wcale o drodze „Chrystus Odkupiciel”, o której niedawno wspominałem… Tamta droga wcale nie jest taka trudna jak to wygląda… W lecie jeździ nią masa ciężarówek, jest to strategiczna droga łącząca Santiago z argentyńską Mendozą – pewnie dlatego jest o niej głośno. Jest natomiast całkiem szeroka, agrafki są ostre, ale nie szaleńczo ostre i w zasadzie całą drogę czy to pod górę czy w dół da się przejechać na dwójce. Jeśli uważasz, czy przy zjazdach nie gotuje ci się chłodnica, używasz mało hamulca i nie jesteś po dwóch browarach – da się to naprawdę przeżyć.
Chcę tu napisać o drogach nieznanych szerzej, bardzo mało uczęszczanych, bardzo wąskich i koszmarnie stromych. Drogach po jakich nie ma szans podjechać żadna ciężarówka. Drogach, na których agrafki trzeba często robić na dwa razy. Drogach jakich nie widziałem nigdy w życiu. A do tych wszystkich stromizn i bardzo ciasnych zakrętów dochodzą jeszcze warunki atmosferyczne. Bo nawet latem i bez opadów śniegu – droga wchodząca na wysokość 3000 metrów będzie miejscami oblodzona a w najlepszym przypadku mokra.
Wyposażenie
Wasze auto powinno mieć zdecydowanie napęd na cztery koła. To nie może być zabawka jak BMW x3/x5/x6 (dla ciekawych – tak zachowują się takie „terenówki” BMW w terenie: test Clarksona – pouczające). To musi być auto z reduktorem i z blokadą mechanizmu różnicowego, a ty musisz wiedzieć jak używać obu tych rzeczy. Generalnie te założenia spełnia większość japońskich terenówek: Nissany i Toyoty, do tego rzecz jasna Land Rover i Jeep – to te, o tych wiem. Poza tym miejscowi poruszają się głównie pickupami Dodge’a, Forda i Mitsubishi z napędem na cztery koła.
Kolejna rzecz to łańcuchy na koła, które absolutnie musisz mieć w bagażniku. Moje wyjazdy są budżetowe, nocuję w hostelach, latam jak najtaniej itd – ale na łańcuchach absolutnie nie da się tu oszczędzić. Po prostu to jest nieodzowny element wyprawy. W najlepszym wypadku Carabinieri po prostu nie wpuszczą Cię na górską drogę bez łańcuchów, w najgorszym – bez łańcuchów się po prostu zabijesz.
Nie muszę dodawać że w Chile nikt z osób, z którymi rozmawiałem nie słyszał o zimowych oponach?
Umiejętności
Jeździłem sporo po górach, mimo to – nie czuję się ekspertem. Pisałem o umiejętności używania reduktora i blokady dyfra. Dwa razy zdarzyło mi się, że na jedynce moje Suzuki stanęło przy podjeździe. Musiałem stoczyć się tyłem do bardziej płaskiego miejsca (żeby nie spalić sprzęgła przy ponownym ruszaniu) i podjechać jeszcze raz na reduktorze. Jeśli wiesz po co jest reduktor i choć raz go użyłeś – to dla ciebie wszystko banalne informacje, ale jeśli nie wiesz – musiałbyś po prostu zawrócić. Podobnie jest z difflock’iem na stromych szutrach.
Mimo oszczędzania hamulców podczas zjazdu – 3 czy 4 razy zaczynały mocno śmierdzieć – wtedy musiałem robić 20 minutowe postoje, żeby miały czas ostygnąć.
Dodatkowo, przy ostrych redukcjach na niskich biegach (np. z trójki na dwójkę) warto nauczyć się robić międzygazy piętą – w przeciwnym wypadku, po wrzuceniu wolniejszego biegu i puszczeniu sprzęgła, auto może zachować się jak przy zaciągnięciu ręcznego – jeśli akurat jest zakręt, a na zakręcie piasek albo oblodzenie – nie muszę chyba tłumaczyć jaki to może mieć skutek… Na tak stromych drogach i przy bardzo aktywnym hamowaniu silnikiem – międzygaz włączany piętą prawej nogi nie jest wcale częścią rajdowej jazdy, ale raczej niezbędnym elementem bezpiecznej techniki prowadzenia auta. Jeśli nigdy tego nie robiliście – warto poćwiczyć ten manewr przed wyjazdem.
Mijanie na wąskiej serpentynie nie zdarza się często, ale jak się zdarzy, a ty jestes akurat po zewnętrznej, oznacza to często zjechanie z asfaltu kilkanaście centymetrów od niczym niezabezpieczonego osypującego się urwiska. Do tego oba auta muszą często złożyć lusterka. Oczywiście nie musisz się przy tym spieszyć, ale tak czy inaczej uczucie do przyjemnych nie należy.
Reasumując
W Chile są autostrady, i skrzyżowania bezkolizyjne. Możesz jechać na Atacamę czy do Patagonii bez żadnych przygotowań lub obaw. Ale jeśli pojedziesz w prawdziwe Andy – powinieneś mieć terenowe auto i zapas umiejętności do jego prowadzenia. Pamiętaj o tym!
22 sierpnia 2014 o 3:58 PM
OMG! Gdybym nie była już w Chile samochodem (VW Gol) to po przeczytaniu tego wpisu, w życiu bym się na to nie zdecydowała!
23 sierpnia 2014 o 5:34 AM
🙂 mozesz jechac nawet motorynka, ale nie wjedziesz wszedzie po prostu 🙂
23 sierpnia 2014 o 10:59 AM
Ten twój nadajnik działa też z samolotu??? Jak to?
25 sierpnia 2014 o 8:53 AM
no wlasnie dziala! gdyby mial go ten zaginiony Malaysian – to by nie zaginal… trudno pojac, ze nie montuja tego w samolotach, nie?
23 sierpnia 2014 o 9:28 PM
BMW maja elektroniczna kontrole trakcji a nie toporne mechanizmy o ktorych piszesz czlowieku
25 sierpnia 2014 o 8:56 AM
wejdz na https://www.youtube.com/watch?v=5UwOBKSHl-c i przewin do 3:55 i zobacz jak dziala Twoja elektronika na lagodnej szkockiej trawce, a potem na sniegu… w miedzyczasie masz land rovery z tymi topornymi mechanizmami o ktorych pisze.
26 sierpnia 2014 o 1:44 PM
Sluchaj dalej tego durnia clarksona. Taki sam z ciebie duren jak z niego. BMW to jedne z najlepszych aut na swiecie. Wie to kazdy kto troche zna sie na samochodach.
26 sierpnia 2014 o 1:48 PM
Pozdrawiam Cię rownież serdecznie. Pozwolę sobie zostać przy swoim zdaniu.
26 sierpnia 2014 o 3:30 PM
przeczytałem, przestraszyłem się, wycofałem z pomysłu, ale adrenalina podpowiada mi że jednak powinienem spróbować ;p muszę w najbliższym czasie wybrać się w taką wyprawę ze znajomymi, którzy robią to zdecydowanie częśćiej niż ja ;p jednak po przeczytaniu Twojego wpisu naprawdę delikatnie się zawahałem ;p ale cóż no risk no life jak to mówią 😀 pozdrawiam 😉
26 sierpnia 2014 o 3:31 PM
Tomek. Ja nie jestem super doswiadczonym gorskim kierowca. Jesli pojedziesz przygotowany i bedziesz robil wszystko z glowa – na pewno bedzie okay!
26 sierpnia 2014 o 8:27 PM
Świetny teren;) Może bez większych umiejętności ale mały przedsmak takiej drogi i zakrętów przerabiałem na Gran Canarii;) Super adrenalina i….widoki tam na górze:D No i nieziemska satysfakcja po pokonaniu takiej drogi.
26 sierpnia 2014 o 10:39 PM
nie jeździłem nigdy po Gran Canarii! 🙂 pozdrowienia serdeczne! RU
Pingback: Portillo, Chile: na trasach | nakreche
Pingback: Odcinek #1: Chile | nakreche