Wiem, że ten blog jest o nartach – ale po prostu nie mógłbym nie wspomnieć o tych wszystkich pysznościach, które zjadłem w górach na Hokkaido. Jeśli kiedykolwiek tu będziecie (bardzo warto!), i będziecie jeździć na nartach, nie sposób nie próbować tego wszystkiego…
Przede wszystkim Japonia zaskoczyła mnie tym, że NIE udało się zjeść nam niczego kiepskiego ani nawet przeciętnego. Wszystkie, absolutnie wszystkie rzeczy były po prostu świetne.
Nie dam rady wymienić wszystkich dań i wkleić wszystkich fotek, które zrobiliśmy – ograniczę się do ciekawostek, o których ja nie słyszałem przed przyjazdem do Japonii.
Zaczynamy od Sushi:
- Sushi wcale nie jest najpopularniejszym japońskim jedzeniem – jest relatywnie drogie (chociaż na pewno tańsze niż w Polsce) i wykwintne. Znacznie popularniejsze są wszelkiej maści nudle, makarony i zupy: Ramen, Udon, Soba
- Do gotowego Sushi nie podaje się na boku Wasabi. Jeśli poprosisz o Wasabi – to tak jakbyś dał w twarz Sushi Masterowi – to oznaczałoby, że źle przyrządził ryż! (nie muszę dodawać, że nikt nie miesza Wasabi z sosem sojowym?)
- Sos sojowy służy do przyprawienia ryby a nie ryżu. Ryż nie powinien nawet dotknąć sosu. Jeśli jesz Maki – to należy nabrać sosu między pałeczki i kapnąć kropelkę na środek kawałka Maki. Jeśli Nigiri, to ryba powinna trzymać się ryżu tak, abyś mógł ją umoczyć obracając kawałek Nigiri do góry nogami.
- Spotkałem się z co najmniej czterema rodzajami tuńczyka w Sushi i Sashimi: od najtańszego bordowego (taki jak w Polsce), poprzez coraz jaśniejsze i bardziej tłuste, kończąc na „białym” tłustym i najdroższym. (nie był biały, ale lekko różowy)
Grill japoński i steki
- Jeśli sam smażysz na grillu steka – dostajesz do stołu nożyczki, żeby go pokroić przed upieczeniem – przecież na stole masz tylko pałeczki! 🙂 Jeśli steka smaży kucharz – dostajesz już pokrojonego w plasterki.
- Wspaniałe grillowane szaszłyki Yakitori są „monotematyczne”: na każdym szaszłyku jest sama wołowina lub sama jagnięcina, lub same warzywa, etc. Zamawiasz dowolną kombinację.
Ramen – czyli moje odkrycie!
- Każdy region w Japonii ma „swoje” Ramen. Np. Ramen na Hokkaido, to zupa miso z długim jajecznym makaronem, kukurydzą, masłem, szczypiorkiem i liśćmi Nori. Można dodać też boczek…
- Do typowo japońskich knajp podających Ramen wchodzisz bez butów i siadasz na podłodze przy bardzo niskim stole. Kelner/kelnerka przy każdym podaniu dania/napoju klęka, żeby być na jednym poziomie z tobą
- Ramen można a wręcz należy siorbać. Ponoć wzmacnia to jego walory smakowe.
- Ramen je się pałeczkami i łyżką jednocześnie. Resztki samej zupy można wypić prosto z miski.
- Ramen jest wspaniałe – najlepiej zacznij od niego. Przy okazji: zna ktoś miejsce w Warszawie gdzie dają dobre Ramen?
Jeszcze raz – wybaczcie, że zszedłem dziś z tematów narciarskich. A tymczasem… po napisaniu tego wszystkiego zrobiłem się głodny. Dziś ostatni wieczór w Osace. Jeszcze nie wiem na co się wybiorę! Ale musi być coś pycha!
Post-post scriptum: W Osace już szósta wieczorem, ale w Polsce jeszcze pora śniadaniowa – więc na sam koniec – moje dzisiejsze śniadanie w Tokio… Zapłaciłem 250 jenów – czyli 7,50PLN. Czy ktoś mówił, że Japonia jest droga?