Spotkałem w swoim życiu wielu świetnych instruktorów. Ludzi z pasją, odpowiednim wykształceniem, kwalifikacjami, ludzi, którzy mają doskonały kontakt z dziećmi i potrafią doskonale uczyć jeździć. Jestem pełen podziwu dla nich i dla ich ciężkiej pracy.
Osobiście mam wielką satysfakcję i ogromną radość z nauki swoich córek, mając świadomość, że czasem wolniej nauczę swoje dziecko jeździć lub wpoję mu być może jakiś zły nawyk. Nie jestem dydaktykiem. Nie mam uprawnień instruktora i nigdy mieć nie chciałem.
Z drugiej jednak strony, sporo w życiu naoglądałem się instruktorów, którzy nie są w stanie zjechać poza trasę, czy pojechać poprawnie śmigu. Instruktorów, którzy robili swoje uprawnienia na obozach instruktorskich organizowanych przez AWF’y. Wysłuchałem *wielu* opowieści z *wielu* źródeł o takich obozach, na których chla się z egzaminatorami, a na końcu każdy kursant zdaje końcowy egzamin i dostaje uprawnienia. Czytam też portale narciarskie i tę całą marketingową papkę „musisz oddać dziecko w ręce profesjonalisty”, „nie ucz dziecka sam” i ubolewam nad tym, jak wielu rodziców daje się na to złapać. To cholernie nieetyczne i nieuczciwe podejście.
Mam ogromną satysfakcję, kiedy widzę jak moje córki w swoim ósmym dniu jazdy same pługują slalom. I to bez ciśnienia i frustracji, a raczej w tonie śmiechu i dobrej zabawy. I nawet gdyby robiły wolniejsze postępy, nigdy nie zamieniłbym tej radości z obserwacji ich nauki. Jeśli jest jedna – jedyna rzecz na tym blogu, którą mógłbym poważyć się doradzić czytelnikowi to napisałbym, by odważyć się spędzać czas na oślich łączkach ze swoimi dziećmi. By olać całą tę zawartość sponsorowaną, te artykuły szkółek narciarskich pisane przez instruktorów na portalach narciarskich. Tę wielką, rozpędzoną machinę biznesową i miliony złotych zysków powiązanych wzajemnie biznesów: szkółek, stacji, portali. I by czerpać radość zarówno z nart jak i z czasu spędzonego z maluchami.
Wiecie, kto nauczył jeździć na nartach Lindsay Vonn? Tata. A wiecie, kiedy pierwszy raz Bode Miller odbył swoją pierwszą formalną lekcję narciarstwa? W trzeciej klasie podstawówki, po dziesięciu latach jazdy. A Tomba? Svindal? Zurbriggen? Jest sporo wywiadów z nimi. Nie trzeba długo szukać, by przeczytać, że każde z nich nauczył jeździć ojciec, dziadek, albo (o zgrozo!) niewiele starsi bracia, czy kuzyni. A przecież gdyby słuchać tych bzdur wypisywanych na największym polskim portalu narciarskim – skionline w dziale „dzieci na nartach” musielibyśmy dojść do wniosku, że te „na-pewno-złe-i-straszne nawyki”, które z pewnością im wpoili, są po prostu nie do wyeliminowania, że będą już zawsze do niczego, bo nie uczył ich instruktor – koniecznie z plakietką SITN albo PZN.
Skoro jednak musimy oddać dziecko instruktorowi (bo np. sami nie umiemy jeździć) – jak mieć pewność, że oddajemy je w dobre ręce? Niestety, póki istnieją patologie w egzaminowaniu, póty jedyną receptą są rady znajomych i opinia innych.
Ja zupełnie nie mam ambicji, by zrobić z córek zawodowe narciarki. Wolę by narty były dla nich radością a nie pracą. I nawet jeśli bez dydaktycznego przygotowania wpoiłem im jakiś zły nawyk – trudno. Mają czas. Dadzą radę. Nauczą się. Dużo ważniejsze by teraz miały z tego frajdę. I to chyba klucz. I do tego Was namawiam.
17 lutego 2016 o 10:48 AM
Instrukttorzy — zgoda. A jeśli chodzi o córki to można mieć jedno i drugie – i radość i pracę.
17 lutego 2016 o 1:16 PM
wiesz… nie chcę zabrzmieć seksistowsko… widziałem kiedyś na kilku fotkach udo zawodniczki pucharu świata – mocno umięśnione i na pewno w obwodzie grubsze od mojego… więc po pierwsze nie życzę takich ud córkom. a po drugie: wydaje mi się, że by utrzymać się finansowo w życiu na jakimś poziomie, musiałyby być TOP-5 w Polsce. Nie mieszkają w górach i póki co na stoku będą pewnie tydzień-dwa w roku, plus może weekend. Nie mam złudzeń – to zbyt mało, by narty były źródłem ich utrzymania – więc stawiam raczej na zabawę. Ale wybór będzie oczywiście ich.
17 lutego 2016 o 11:46 AM
Rafal,
nie pozwalasz nudzic sie w pracy i dobrze. Jest czas na kawe i komentarz.
Oczywiscie ilu ludzi tyle opinii.
Zakladam ze to Twoja prywatna i OK.
Ja mam zupelnie inne doswiadczenia. Nie czytalem zadnych marketingowych papek na roznych portalach, nie mnie oceniac czy jezdze dobrze czy nie (raz w zyciu wzialem lekcje bo mi instruktor powiedzial ze jezdze jak Du*a – bo jechalem ladnie nozka w nozke, no pieeeknie, a powinienem szeroko).
Mam trojke dzieciakow. Zaczynalem z corka w wieku 6 lat. Potem z synami mlodszymi w wieku 4 lat. Za kazdym razem wzialem instruktora. Za kazdym razem po 2 godzinach lekcji moglem sam z dzieckim zjechac z oslej laczki, Tylem, przodem, obok, przed, za. Dziecko potrafilo jechac plugiem, skrecac itp. Oczywiscie slamazarnie ale mysle ze to samo +/- co na Twoim filmie. Wiecej. Nie balo sie wsiasc na orczyk (oczywiscie na poczatku na kolano Taty), albo na kanape.
I teraz … czy to moje dzieci sa inne ? NIe wiem. Pewnie. Kazde jest inne. Ale czy im to bylo potrzebne zeby to byl jakis tam Pan Lukasz czy Karol ? Moze tak.
Dlaczego tak zrobilem ? Dlatego ze widzialem pare przypadkow w zyciu gdy klient sa, chcial sobie skonfigurowac lokalizacje polska (pewnie wiesz o co comeon) i dzialalo, ale do czasu. Do pierwszego zwrotu. I duzo wiecej go kosztowalo naprawic szkody niz zatrudnic konsultanta ktory wie o co chodzi.
Jasne ze wszedzie znajdziesz czarna owce, ale patrzac na moj przypadek, 100% trafien w 10. To sa ludzie a to jest ich zawod. Chce im zaplacic za wykonana prace.
A poza tym … jak jade raz w roku na narty (bo tyle mam mozliwosci) to 2 godz dziennie tylko dla mnie zeby smignac z gory pare razy zeby porzadnie poczuc w nogach, albo pojsc na grappe – bezcenne.
Pozdro
Arek
17 lutego 2016 o 1:09 PM
Arek… 🙂 zeby sie do wszystkiego odnieść – musiałbym napisać wypracowanie :-)))
kilka najważniejszych spraw:
1. dzięki za odpowiedź i wyrażenie swojego zdania – ilu ludzi tyle opinii – pełna zgoda
2. rozumiem Cię też, że jak sam wyskakujesz na stok – to chcesz się najeździć. ja pewnie patrzę na to trochę inaczej bo jestem na nartach np. 25-30 dni w sezonie – więc jak spędzam 5 z maluchami – to mogę sobie odpuścić i je pouczyć i mam z tego mega radość.
3. fajnie, że trafiałeś 10/10 w dobrych instruktorów. myślę jednak, że miałeś trochę szczęścia.
17 lutego 2016 o 1:00 PM
Tak trzymać, zabawa, wspólnie spędzony z dziećmi czas, duma ojca z dzieci a dzieci z ojca jako autorytetu – bezcenne 😉 Jeśli chodzi o instruktorów – jak Cię stać to warto ale w Alpach, ewentualnie w Czechach. Tam znają najnowsze trendy ale mają też ogromne tradycje, wielkie doświadczenie dydaktyczne i pedagogiczne też. Uczyłem się od austriackich trenerów i trenerek. Coś co wygląda z boku na nicnierobienie albo zbyt małe postępy, zabawę itd. jest dobrze przemyślanym programem szkoleniowym, bez napinki, przez zabawę ale też z nastawieniem na uczenie dzieci dzielności i samodzielności. Dzieci robią postępy skokowo, coś nie działa dwa dni i nagle zaczyna wychodzić. Po tygodniu dzieci swobodnie kontrolują prędkość nawet na czerwonej trasie, wjeżdżają talerzykiem albo orczykiem, skręcają pługiem, niektóre nawet jeżdżą z kijkami.
Co do polskich instruktorów – w większości to towarzystwo wzajemnej adoracji, szpanerzy, półbogowie z mentalnością z dawnych czasów, gdy narciarstwo było zbyt elitarne dla przeciętnego Polaka. Zwróć uwagę jak bezpretensjonalnie i sympatycznie zachowują się instruktorzy w Alpach czy Czechach. Praca jak praca, jedni są dobrzy w tym, inni w czymś innym.
A ten instruktor z filmu z poprzedniego postu to jakaś dupa wołowa – powinien kontrolować co się dzieje wokoło a on biedak nagle taki zdziwiony…
17 lutego 2016 o 1:13 PM
Ja jednak myślę, że w PL jest sporo dobrych instruktorów. Też widziałem to „towarzycho” jak za PRL, o którym piszesz – pełna zgoda. I widziałem mentalność „pół-bogów” i szpanerów – więc DOKŁADNIE o co Ci chodzi. Ale to właśnie jest problem: ci ludzie robią czarny PR tej grupie, która jest dobra, oddana, ma pasję. Tak jak z lekarzami-łapówkarzami, księżmi-pedofilami i strażakami-podpalaczami. Moim zdaniem środowisko powinno 1. samo się oczyścić z syfu 2. wprowadzić porządną certyfikację (bo z umiejętnościami instruktorów też często bywa różnie)
17 lutego 2016 o 1:34 PM
To jest ograniczenie rozmowy w internecie, nie da się wszystkiego przekazać, czasami też ciężko oddać kontekst…
Rafał, pełna zgoda, nie przekreślam wszystkich polskich instruktorów, sam znam ludzi z uprawnieniami z Polski, są świetni. Ba, sam jestem wychowankiem aż trzech wspaniałych polskich trenerów (początek lat 90, dwie trenerki i jeden trener) 😉 Jest pewnie tak jak piszesz – ta mniejszość robi zły PR dobrej i fajnej większości. Problemem jest towarzystwo leśnych dziadków z PZN i SITN, trochę o tym wiem od ludzi bliskich SITN. Wyrosła już jednak nowa generacja młodych, sympatycznych i zdolnych instruktorów w Polsce 😉
W odpowiedzi na post Arka – też się zgadzam, w większości przypadków lepiej oddać dziecko do szkółki niż uczyć samemu. Nawet jak ma się wiedzę i umiejętności to nauka dzieci jest czymś zupełnie innym niż dorosłych. Ja swoje najstarsze dziecko oddałem na początku do szkółki w Alpach bo bałem się, że zrobię błąd w podejściu, dziecko się zrazi i koniec zabawy. Wiedzę i umiejętności miałem, nie miałem za to doświadczenia w szkoleniu dzieci. Następne dzieci (swoje i znajomych) uczyłem sam mając sporą wiedzę ale też szczęście uczenia się od instruktorów w Austrii. W szkółce dochodzą dwie ważne rzeczy: autorytet obcej osoby (instruktora) i grupa (współpraca, naśladownictwo ale też rywalizacja).
17 lutego 2016 o 1:59 PM
🙂 ok. Więc się zgadzamy. Dodam kolejny przykład: dwóch instruktorów siedzi na forum skionline i zupełnie za darmo odpowiada bardzo merytorycznie i rzeczowo na dziesiątki postów o technice jazdy, zachowaniu na stoku, błędach. Bez tego całego ego o którym piszesz. Normalni, fajni ludzie.
17 lutego 2016 o 8:34 PM
widzę często jak tata uczy swego syna i dochodzi do zlosci .. nawet do przekleństw …potem oddaja w ręce instrukora i dziecko jezdzi ….jest to opina INSTRUKTORA od 1997 roku . MAsz fajne córki -ale twój artykuł na blogu bardzo mi sie nie podoba….
18 lutego 2016 o 8:38 AM
niepotrzebnie odbierasz mój tekst, jako atak na wszystkich instruktorów… przeczytaj proszę jeszcze raz pierwszy akapit tego tekstu… serdeczne pozdrowienia!
Pingback: Tatry 2017 | nakreche