Portillo. Wyciąg krzesełkowy. Obok mnie tubylec. Widać po ciemnej karnacji. Gapi sie na moje narty i głupio się uśmiecha. Patrzę na niego. Na plecach anty-lawinowy ABS a do nóg ma przypięte Salomon Q-115. Tak samo szerokie i (tutaj) nietypowe jak moje Rossi S7. Chyba kumam. Głupio się uśmiecham do niego. Zagaduję po angielsku. Nie. Po niemiecku. Nie. Wiedziałem że rosyjski niewiele zmieni i równie dobrze mógłbym próbować po kaszubsku. On tylko po hiszpańsku a w zasadzie po chilijsku. Zrozumiałem tylko że ma na imię Javier, pracuje w hotelu w Portillo i że dziś ma wolne. Chcę zagadać „może coś razem?”. Javier to akurat rozumie dobrze i kiwa z zapałem głową. Myślę sobie, że może jako „lokal” coś pokaże ciekawego. Dojeżdżamy. Javier pokazuje żebym jechał za nim. Jadę. Zjeżdżamy z trasy. Krótki trawers a potem wszystkie ślady prowadzą w lewo, a on gupek, w kamole największe, między skały chce dalej trawersować. Słabo to wygląda więc delikatnie oponuję. Javier wystawia białe zęby w szczerym uśmiechu, twardo pokazuje na kamole i coś mówi „Rafael, Rafael, cośtam-cośtam”. No dobra raz się żyje. Przeciskamy się jakoś. Dwa razy mam ochotę zawrócić ale jakimś cudem zostaję. Trzeba podejść jeszcze kawałek. Wdrapujemy się 10 czy 20 minut. Javier cały czas do mnie po chilijsku tokuje. Jestem na niego trochę zły. Chociaż może bardziej na siebie. Do czasu…
Po podejściu ukazuje się przede mną południowe zbocze otoczone skałami, 40 stopni nachylenia idealnego nietkniętego, mięciutkiego, dziewiczego, nieprzewianego puchu, przykrywającego wiosenny corn rozgrzany słońcem. Jest niesamowicie. Jazda jaka rzadko. Jedna z tych chwil, które pamiętasz do końca życia… Orgazm. Odlot. Obłęd. Przed włączeniem się na uregulowany stok Javier namawia mnie na postój. (Mamo nie czytaj dalej tej notki). Świeci nisko słońce. Jest pięknie. Andy są epickie. Javier wyciąga jointa. Częstuje. Spalamy. Chill. W dole zamarznięte jezioro. Słońce powoli zachodzi za górę. Javier milknie. Kiwamy głowami. Mamy w głowach ostatnie półtorej godziny. Niesamowity puch. Niesamowite widoki. Braterstwo. Dochodzę do wniosku że bez sensu mówić do Javiera po angielsku bo i tak nic nie rozumie. Więc zaczynam mówić po polsku. W języku Mickiewicza idzie mi jednak lepiej niż w języku Szekspira. „Dzięki Javier za ten zjazd. To było naprawdę dobre.” On kiwa głową. Rozumie. Na pewno rozumie. Za to właśnie kocham samotne wyjazdy na narty.
17 sierpnia 2014 o 10:45 PM
No to dałeś radę!
17 sierpnia 2014 o 10:52 PM
no zjazd był naprawdę super
17 sierpnia 2014 o 11:57 PM
No przeciez nie mowie o zjezdzie!
18 sierpnia 2014 o 12:08 AM
Oj tam, oj tam, a o czym?
18 sierpnia 2014 o 7:12 AM
to jest własnie to 🙂
18 sierpnia 2014 o 12:18 PM
🙂
18 sierpnia 2014 o 8:01 AM
Pana bloga czyta młodzież. Zastanowił się Pan nad tym?
18 sierpnia 2014 o 8:48 AM
O boszzz. Znowu o tą trawę… Szanowny Panie! To blog o nartach! O wspaniałym spotkaniu chilijskiego narciarza, o przygodzie, o puchu i radości. Dla młodzieży, która spala dziennie tyle co ja przez dwa lata – jestem i tak neptkiem.
18 sierpnia 2014 o 11:02 AM
Szykuje się donos do prokuratury.
18 sierpnia 2014 o 1:01 PM
:-)))) chyba chilijskiej… albo argentyńskiej… bo to blisko grani było :-)))
18 sierpnia 2014 o 8:21 AM
A ja myślałam, że zaczniecie się całować.
18 sierpnia 2014 o 8:56 AM
Przywiez go do Polski 🙂
18 sierpnia 2014 o 8:57 AM
Nie zrozumialby o co prosze. 😉 ale znajde go dzis i zaprosze! 😉
18 sierpnia 2014 o 10:34 AM
❤
18 sierpnia 2014 o 12:19 PM
🙂
20 sierpnia 2014 o 9:29 AM
Czasami mysle ze Ty to wszystko zmyslasz. TO nie jest realne.
20 sierpnia 2014 o 11:52 AM
jak teraz mysle o tym po 2 dniach, to się z Tobą zgadzam 🙂
Pingback: Portillo, Chile: na trasach | nakreche
Pingback: Odcinek #1: Chile | nakreche
29 października 2020 o 6:59 PM
Wczoraj znalazłem Cię na Spotify. Przypomniałeś się więc słuchałem dziś co się dało… Książki nie czytałem (jeszcze) ale podczas radiowego wywiadu zaintrygował mnie między innymi Javier. Wróciłem do chałupy i musiałem dowiedzieć się więcej…
Gdybyś kiedyś miał po drodze to zapraszam do Sandnes. Na dechach śmigam raczej rzadko ale będzie o czym gadać. I baze masz gwarantowaną.
30 października 2020 o 12:58 PM
dzięki za miłe słowa… patrzę już na Twój link… serdeczne pozdro! Rafał