nakreche

narty, na wiele sposobów, subiektywnie

Wspomnienia z Alaski: wysokie loty

Dodaj komentarz

Alaska jest miejscem z największym odsetkiem pilotów na całym świecie: jeden pilot przypada tu na 78 osób. Słabo rozwinięta sieć dróg czy kolei sprawia, że drobny transport lotniczy jest całkiem popularny i w miarę przystępny cenowo. Ten właśnie unikalny miks: dziczy, gór, dużej szerokości geograficznej, i wielkiego opadu śniegu, połączonych z nie aż tak drogimi cenami przelotów – powoduje, że Alaska jest fantastycznym celem na Heli-skiing.

 

 

 

 

Spotkani przeze mnie przewodnicy i piloci mieli swoje własne nazwy na niektóre szczyty i trasy (np. „Candy”, „Coconut” etc.) – nie liczcie jednak, że znajdziecie te nazwy na jakichkolwiek mapach. Szczyty na Alasce poza kilkunastoma wyjątkami nie mają swoich oficjalnych nazw w związku z czym nie potrafię Wam przekazać z jakich górek zjeżdżałem, poza tym, że pamiętam ich wysokość albo zapisałem dane GPS. Wybór trasy i szczytu odbywa się albo przez przewodnika (jeśli Was na niego stać), albo po konsultacji z pilotem helikoptera na podstawie orientacyjnej trudności, opadu, wiatru, warunków lawinowych, itd. Jednorazowe przewyższenie do zjechania – to z reguły około 1000-1200m „verticala”.

 

Jeśli macie kasę – można kupić sobie wypasiony pakiet z przewodnikiem – wtedy helikopter jest do Waszej dyspozycji na określoną ilość godzin i możecie takich tysiączków verticala zrobić wtedy nawet sześć dziennie. Ta opcja jest dobra nie tylko ze względu na Wasze bezpieczeństwo. Dobry tandem: guide i pilot to pożądane połączenie: przedyskutują warunki meteo: wiatr, opady i słońce danego dnia, i przewodnik wybierze górki z idealnymi warunkami dobrymi dla danej pory dnia: śnieg będzie albo puchowy albo przynajmniej niezmrożony i na pewno nie łamiący się (mnie szreń łamliwa dobija i powoduje, że jazda przestaje być przyjemnością a zaczyna być walką).

Jeśli jednak tak jak ja – oszczędzacie – sposobów jest na latanie jest kilka: albo znalezienie i podłączenie się do jakiejś grupy narciarzy, pod warunkiem, że jest jeszcze miejsce w kabinie (udało mi się kilka razy), albo dostosowanie się do pilota który czasem ma jakieś „sprawy” do załatwienia (powietrzne taxi dla biznesmenów przylatujących w sprawach rurociągu trans-alaskańskiego, albo jakaś przesyłka, etc.), nie wie do końca o której będzie wolny, nie wie kiedy będzie tankował. Wtedy czekamy (czasem po kilka godzin), aż los okaże się łaskawy, a my dostaniemy podwózkę na jakiś dwutysięcznik w sensownej cenie. Kilka razy udało mi się polecieć na 1000 metrów verticala nawet za 50$.

 

Ciekawym i zupełnie niespotykanym w Europie elementem są umiejętności i styl latania pilotów. Wszyscy spotkani tam przeze mnie zostali wyszkoleni w armii amerykańskiej na misjach wojskowych w Somalii, Iraku i Afganistanie latając Apaczami i Black Hawk’ami. Myślę sobie, że latanie po Alasce jest dla tych gości stosunkowo nudne i uważam, że mają oni inne poziomy „akceptacji ryzyka” – jeśli wiecie o co mi chodzi. Bo jak kiedyś do faceta strzelali regularnie stingerami nad Bagdadem a wkoło ginęli mu koledzy, to teraz – kaman, bądźmy szczerzy: przyziemienie albo zawis w warunkach porywistego wiatru, czy lądowanie w kiepskiej widoczności nie jest dla nich jakimś mega wyczynem…

I tak właśnie na Alasce zaliczyłem swoje pierwsze w życiu tzw. „power landing”: kiedy na szczycie góry nie ma miejsca, żeby posadzić maszynę bezpiecznie, wtedy heli albo zawisa kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią, albo o ile to możliwe opiera o szczyt chociaż przednią część płóz dla stabilizacji, a Ty musisz wyskakiwać. Każdy narciarz wyskakujący ze sprzętem – to często po sto kilogramów mniej dla śmigłowca który w tym momencie unosi się do góry, co pilot stara się natychmiast kompensować, a przy porywistym wietrze – wydaje się być to co najmniej nietrywialne. Jeśli do tego na zawietrznej górki zrobiły się nawisy śniegu grożące urwaniem, a na szkoleniach lawinowych uczyli cię, aby NIGDY nie podchodzić na taki skraj – nie muszę pisać, że podczas takich „power landing” – nie czułem się raczej zbyt komfortowo.

 

Czy zatem latanie po Alasce jest mniej bezpiecznie od Europy? Może trochę tak. Czy jest mniej bezpiecznie od Uzbekistanu albo Kamczatki? Cóż… Amerykanie przynajmniej heli mają w miarę nowe i sprawne, a Uzbecy i Rosjanie mówią, że mają sprawne.

 

O samej jeździe i warunkach: w kolejnej notce – jeszcze w tym tygodniu.

Skomentuj tutaj (pole email jest nieobowiązkowe)...

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.