Dziś czasu trochę więcej. Poniżej kilka fotek wraz opisem, zrobionych podczas naszej wyprawy na Spitsbergen.
Na początku błędnie założyliśmy, że Spitsbergen jest norweski. Spitsbergen nie należy jednak do żadnego kraju, a Norwegia nim jedynie administruje. Wylatując z Norwegii, przechodzisz odprawę paszportową, wylatujesz ze strefy Schengen, a przylatując na Spitsbergen nikt Cię nie sprawdza. Jesteś w niebycie, w zawieszeniu, poza jakimkolwiek krajem. Na Spitsbergen może przylecieć lub przypłynąć każdy, i każdy może tam pracować i mieszkać dowolnie długo. Dwa główne „miasta” to norweskie Longyearbyen (około 2000 ludzi – na fotce powyżej w dolinie w oddali) i rosyjski Barentsburg (
kilkadziesiąt około 500 osób). Góry na Spitsbergenie rzadko przekraczają tysiąc metrów, ale ich podstawa jest na poziomie morza.
Niedźwiedzie polarne mają znaczący wpływ na życie mieszkańców. Wychodzenie poza osadę bez karabinu strzelca wyborowego o wysokim kalibrze jest zakazane. Obowiązują konkretne procedury: przy poruszaniu się z bronią w mieście, musi być ona rozładowana, a np. przy wchodzeniu do baru należy oddać ją barmanowi. Widok kobiety idącej w mieście z ciężkim Mauserem nie jest niczym szczególnym. Przy wyjeździe z Longyearbyen należy broń obowiązkowo załadować, bez wprowadzania pierwszego naboju do komory. Kiedy spostrzeżesz niedźwiedzia należy broń przeładować, wprowadzić nabój do komory i być gotowym do oddania strzału. Ostatni śmiertelny wypadek z udziałem niedźwiedzia zdarzył się na Spitsbergenie w 2012 roku kiedy niedźwiedź zabił jedną a ranił ciężko dwie osoby. Rocznie kilka z nich jest zabijanych przez ludzi w obronie własnej. Parę dni przed naszym przyjazdem jeden z niedźwiedzi był odstraszany od Longyearbyen petardami i pistoletami hukowymi – udało się go odstraszyć i oszczędzić mu życie.
Na naszą czwórkę mieliśmy dwa Mausery, kaliber 30-06. Z reguły jeden karabin miał ze sobą ktoś, kto akurat prowadził skuter, a drugi któryś z narciarzy (jak na fotce – akurat ja). Nie było to zbyt wygodne przy jeździe na nartach, ale obowiązkowe.
Skuter śnieżny to na Spitsbergenie podstawowy środek transportu od jesieni do późnej wiosny. Ponieważ zdecydowaliśmy się nie wchodzić pod górę na nartach i fokach (Maciek jeździ na desce… ach ci deskarze – wieczne problemy!), musieliśmy użyć skutera do poruszania się po górach. Z perspektywy, mogę napisać jedno: jazda po płaskim to pestka, ale jazda po górach to prawdziwe wyzwanie. Przeżyliśmy prawdziwe momenty grozy, kiedy w kilkusetmetrowym, bardzo stromym żlebie skuter nie dał rady podjechać, skręt nie był możliwy bo groził wywrotką, a skuter w końcu zakopał się po górną gąsiennicę. Godzina szuflowania łopatami w niebezpiecznym, bardzo stromym terenie zakończyła naszą przygodę szczęśliwie. Jesteśmy teraz bogatsi o wiedzę, pod jak stromą górę skuter jest w stanie podjechać.
Byliśmy we czterech, i wydaje nam się, że jeden skuter na cztery osoby – to dobra decyzja. Pod górę, dwie siedzą na skuterze (kierowca i pasażer), a dwie są na linach ciągnięte przez skuter. Z góry trzy osoby może zjeżdżać na nartach, a jedna zwozi skuter. Wydaje nam się, że przy innych proporcjach nie byłoby tak fajnie. Nie muszę dodawać poza tym, że jest dużo przyjemniej, gdy koszt skutera dzieli się na cztery osoby, a nie na na dwie. Przez te cztery dni na miejscu, zrobiliśmy naszym skuterem prawie 400 km.
Spitsbergen to nie tylko niedźwiedzie. Natura jest piękna, dzika i na wyciągnięcie ręki. Widzieliśmy pardwy, fokę, kilka kozic i dziesiątki, jeśli nie setki reniferów – jak ten na fotce. Co ciekawe renifery wyglądały też całkiem groźnie i praktycznie się nas nie bały. Podczas wjazdu w jedną z dolin wąskim kanionem, wyskakując z za góry niemal wpadliśmy na jedno ze stad. Samice skupiły się z tyłu wkoło siebie, a samiec alfa ani drgnął, dość groźnie się nam przyglądając. Do końca pobytu w tej dolinie Rafał (samiec alfa z naszego stada) nie rozstawał się z karabinem i też groźnie łypał na konkurenta.
Śnieg nie był idealny. Raczej mocno zmrożona lodoszreń, często zmiękczona trochę na wierzchu całodziennym słońcem. Czasem po nocy było góra dwa centymetry świeżego puchu. To za mało, żeby jazda była niczym sen, jak miało to miejsce np. w Japonii. Ale jeśli uważasz na oblodzenia, możesz mieć całkiem fajną zabawę. Niestety wydaje się, że Spitsbergen jest zbyt daleko na północ, by jazda w prawdziwym, głębokim puchu była możliwa. W lutym, czy na początku marca, kiedy opad jest większy, trwa noc polarna, a po ciemku na nartach jeździ się raczej ciężko.
Dzień polarny. W środku kwietnia zachodzi jeszcze słońce, chociaż przez całą dobę jest jasno. Fotka powyżej została zrobiona o północy. Od 25 kwietnia słońce nie zachodzi w ogóle i kręci się tylko w koło przez pół roku. W Longyearbyen jest nawet zegar słoneczny, który przy dobrej pogodzie działa całą dobę 🙂
Ocean Arktyczny. Podczas dobrej pogody wjeżdżaliśmy skuterem nawet na 800-900 metrów nad poziomem morza. Widoki na ocean sięgające kilkudziesięciu kilometrów były niesamowite. Zjechać na nartach można było do samej wody. W okolicy Spitsbergenu Ocean Arktyczny nie zamarza tylko dzięki prądowi zatokowemu, który istotnie ogrzewa Spitsbergen. Nie to, żeby było tam ciepło, ale bez niego byłoby jeszcze zimniej.
Jeśli będziecie wybierać się na Spits’a – koniecznie odezwijcie się do mnie mailowo. Chętnie doradzę i odpowiem na pytania!
14 kwietnia 2015 o 10:27 PM
Ostatnia fotka – piękna!
15 kwietnia 2015 o 7:35 AM
było tam rzeczywiście ladnie
14 kwietnia 2015 o 10:37 PM
Rozumiem, że ten groźnie łypiący samiec alfa Rafał – to ty?! Hahaha! Kto wygrał?
15 kwietnia 2015 o 7:36 AM
nie, nie – ja jestem skromnym chłopakiem z radomia. samiec alfa to drugi rafał. mimo, że do starcia nie doszło – ten mecz zakończył się jednak jego przegraną (w mojej opinii), gdyż rafał pierwszy opuścił dolinę / teren rywala.
15 kwietnia 2015 o 6:12 AM
Co to za białe kulki przed szybą skutera na 4 zdjęciu od góry? Czy to nie anteny satelitarne?
15 kwietnia 2015 o 7:38 AM
brawo! to wielkie anteny satalitarne systemu SvalSat. Te same anteny widać jako bardzo drobne kropki na ostatnim zdjęciu na płaskowyżu w tle, po prawej jego stronie. to właśnie na tym płaskowyżu kręcilismy video „jak jeździć na nartach za skuterem” z poprzedniej notki.
15 kwietnia 2015 o 7:47 AM
Dwie rzeczy:
I. w Barentsburgu mieszka 500 a nie kilkadziesiąt osób
II. ile płaciliście za ten skuter? gdzie pożyczaliście?
15 kwietnia 2015 o 10:58 AM
I. Juz poprawiam – dzieki. II. 800 pln dziennie, wiec przy czterech osobach – wyszlo 200 pln na osobe – tyle co 🚡 w Soelden – a zabawa znacznie-znacznie lepsza.
15 kwietnia 2015 o 8:50 AM
Gratuluje przygody.
15 kwietnia 2015 o 10:58 AM
Dzieki. Pozdrowienia!
15 kwietnia 2015 o 1:42 PM
Bosko! ja osobiscie czekam na wiecej.. wspaniala lektura.. az przykro jak dociera sie do ostatniej kropki opowiesci.. Gratuluje! Szacun!
15 kwietnia 2015 o 1:43 PM
Serdecznie pozdrawiam. Czekam na fotki od chlopakow. Jesli bedzie cos fajnego – na pewno cos doloze…