nakreche

narty, na wiele sposobów, subiektywnie

Freestyle czyli hipsterzy z gimnazjum

Dodaj komentarz

Na sam początek, aby uciąć spekulacje i posypać głowę popiołem: TAK – zdarzało mi się jeździć na tych śmiesznych, króciutkich nartkach z podgiętymi końcami z tyłu. Wiem co to pipe i 360, miałem kurtkę na rapie, i jarałem się w opór dobrym railem. Nie wymiatałem może jakoś za bardzo, a groupies na stokach zarywałem tylko w przeciętnych ilościach.

Ale to było dawno. Teraz mam już zarost. Przeszedłem mutację. Dojrzałem.

Wiecie kiedy mi się skończyło? Po tym jak roztrzaskałem nadgarstek, w ręku miałem 4 grube śruby wystające na zewnątrz i kilka drucików. Po tym jak przestałem chodzić do pracy na kilka miesięcy i pomyślałem sobie, że cholera może mnie zwolnią. Po tym kiedy zobaczył mnie szef i choć nic mi nie powiedział, to w jego oczach mogłem przeczytać „może byś k**** dorósł, Rafał?”.

I stawiam tezę, że nie znajdę kolesia który fika koziołki na nartach i ma poważną pracę i dzieci.

Kontakt z naturą, górami, puchem – to wszystko nie liczy się we freestajlu. Bo we freestajlu jeździsz blisko tłumu i groupies. We freestajlu liczy się ile stopni wykręcisz no i czy kolor kurtki pasuje Ci do nart. We freestajlu jeździsz DLA LUDZI a nie DLA SIEBIE. Raz na dwa lata wybijasz sobie bark, łamiesz rękę albo nogę. Taki już jesteś super-świr-gimnazjalista. No chyba, że jesteś freestylerem teoretykiem: co prawda nosisz hipsterską wełnianą czapkę, ale większość czasu spędzasz na dyskusjach z kolegami, siedzeniu na stoku, budowaniu skoczni, paleniu trawy, ew. dowolnym miksie wspomnianych czynności. Jak zrobisz przejazd, to 3 skocznie ominiesz, raila w zasadzie też, na tej jednej wyskoczysz tak próbnie na 40cm, a potem wjedziesz wyciągiem i znowu będziesz debatował 2 godziny. W czapce. Wełnianej. Tacy też są.

Jeździłem jakiś czas temu w Laax nieopodal największego, albo jednego z większych parków freestyle w Europie. Dowozili ich tam do tego parku gimbusami jakimiś i nie było dnia, aby pogotowie nie zwiozło przynajmniej dwóch gości z połamanymi rękoma albo wybitymi barkami. Łzy w oczkach, wełniane czapki, krok spodni w kolanach. No żałość. To byli Ci, którzy znaleźli w sobie odwagę i postanowili nie poprzestać na teorii. Nie będą chodzić do szkoły przez kilka tygodni i ominie ich klasówka z przyrody. No i ile opowieści w klasie!

I żeby nie było: Nie potępiam chłopaków za to, że skaczą po rurkach. Każdy ma swój sposób na jazdę. Ale na Boga – panowie – nie róbcie z fikania, k***, koziołków religijnej sprawy w kolorowych magazynach… „moje życie to freestyle”, „poza freestyle nie liczy się nic”… Błagam!

 

PS. Irytujące jest też, kiedy wiele serwisów (w tym nanarty) wrzuca freeride i freestyle do jednego worka pod jeden dach. Z równym powodzeniem można by mówić, że nie ma różnicami między świnkami i świnkami morskimi.

 

Skomentuj tutaj (pole email jest nieobowiązkowe)...

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.